Rejestracja | Logowanie »


Polacy wolą siłkę

33 komentarze | 17 września 2009

Ulica Disneya to droga życia bazy w Bagram – kolumny samochodów ciągną nią od świtu do zmroku. Ale nad ranem ruch się przerzedza, nad czym czuwają rozstawieni w wielu miejscach żandarmi. To czas dla biegaczy; w Polsce powiedzielibyśmy – fanów porannej zaprawy.

Amerykanie biegają i nie zrażają ich nawet najwyższe temperatury. Odkryłem to jeszcze w Iraku, ze zdumieniem obserwując determinację zarówno kobiet, jak i mężczyzn, tych najniższych, jak i najwyższych stopniem.

Biorąc pod uwagę gigantyczną masę kalorii, jakie wkładają w siebie na stołówkach, za bardzo nie mają wyjścia…

A co z Polakami? Niektórzy ulegli amerykańskiej modzie, ale większość nie preferuje tego rodzaju sportu. Widać wspomnienie porannej zaprawy ze szkoły czy służby zasadniczej jest wciąż silne.

Ale to nie znaczy, że polscy żołnierze się obijają. Oni, po prostu, wolą siłownie, pieszczotliwie nazywane tu „siłkami”. No i siatkówkę.

biegacz
Amerykanie biegają i nie zrażają ich nawet najwyższe temperatury…/fot. Marcin Ogdowski

Tłum z wieży Babel

31 komentarzy | 17 września 2009

Opuszczam Ghazni i lecę do Mazar-i-Sharif. Ale ponieważ to Afganistan, i nic nie jest takie proste, najpierw dzień przerwy w Bagram.

Po drodze widokowy lot śmigłowcem Mi-17.

Afgańskie góry zapierają dech w piersiach. Szkoda, że trwa tu wojna, choć słyszałem, że mimo to są śmiałkowie, którzy decydują się na wyprawy w Hindukusz. To się nazywa sport ekstremalny…

Samo Bagram znów mnie zaskakuje. Gdy byłem tu pierwszy raz – pięć lat temu – ta była poradziecka baza znajdowała się w stanie permanentnej rozbudowy. Dwa lata temu ten proces trwał w najlepsze, a i dziś wydaje się nie mieć końca.

Wszystko wskazuje na to, że Amerykanie – koło zamachowe koalicji – nie zamierzają się zbyt szybko stąd wycofać.

A skoro o koalicji mowa – baza w Bagram to prawdziwy wielokulturowy i wieloetniczny młyn. Amerykanie, Brytyjczycy, Polacy, Francuzi, Egipcjanie, cywilny personel z Izraela, Indii, Pakistanu, Filipin i bóg wie skąd jeszcze.

Afgańczycy, teoretycznie u siebie, rozpływają się w tym tłumie rodem z wieży Babel.

Ale dość tych rozmyślań. W Mazar-i-Sharif stacjonują Niemcy. I można u nich, zupełnie legalnie, napić się piwa…

lot
W drodze do Bagram widokowy lot śmigłowcem Mi-17/fot. Marcin Ogdowski

Przygnębiający widok

70 komentarzy | 16 września 2009

“Za pieniądze, które pochłania ta wojna, można by zazielenić pustynię” – taką refleksją, jakieś dwa lata temu, podzielił się ze mną amerykański dziennikarz, relacjonujący konflikt w Afganistanie.

Przypomniałem sobie te słowa, gdy biegając po bazie, natknąłem się na park maszyn saperskich.

Wszystkie te buffalo i husky warte są dziesiątki milionów dolarów za pojazd. Zatem w jednej chwili ogarniam wzrokiem majątek o wartości setek milionów zielonych.

I po co to wszystko? Ano po to, by zredukować zagrożenie, jakie stwarza ładunek domowej produkcji, umieszczony w plastikowym wiadrze po dwa dolary za sztukę…

Ale bywa, że nawet te inżynieryjne cacka nie spełniają swojej roli. I na niewykrytej minie wylatuje w powietrze inny pojazd, też warty co najmniej kilka milionów dolarów. Albo złotych, tyle że kilkanaście, gdy pecha ma załoga polskiego, zielonego diabła.

Jest w Ghazni takie miejsce, do którego trafiają uszkodzone wozy. To serwis, gdzie część z nich udaje się przywrócić do służby. Jednak zanim trafią na warsztat, stoją na placu i straszą wyrwanymi kołami.

Doprawdy, przygnębiający widok.

jjj
Jest w Ghazni takie miejsce, do którego trafiają uszkodzone wozy/fot. Marcin Ogdowski

W rosomaku rządzi załoga

27 komentarzy | 16 września 2009

Jadę “świniakiem” z jednogwiazdkowym generałem na desancie. Tak, tak – generałowie też czasami przemieszczają się rosomakami.

W Polsce załoga chodziłaby jak na szpilkach, byle tylko nie podpaść wysokiej szarży. Piszę to bez złośliwości, za to z przekonaniem, gdyż wiele razy byłem świadkiem podlizywania się generałom.

Ale frontowe wojsko ma swoje własne reguły.

Transporter wypełnia muzyka “Guns N’ Roses”, a konkretnie utwór “November Rain”. A później “Don’t cry” i parę innych kawałków. Obsługa wieży nie oszczędza uszu ani swoich, ani desantu.

Generał tymczasem – po naszywce widać, że spadochroniarz – nie “trepi”, nie narzuca woli. Najwyraźniej uznaje zasadę, że w rosomaku rządzi załoga.

I to mi się podoba…

zaloga
Obsługa wieży nie oszczędza uszu ani swoich, ani desantu…/fot. Marcin Ogdowski

Spacer po Ghazni

53 komentarze | 15 września 2009

Centrum Ghazni przypomina oblężoną twierdzę. Gdzie nie spojrzeć, tam żołnierze – polscy, amerykańscy i afgańscy.

W środku pałacu gubernatora – który pałacem jest tylko z nazwy – dowódca ISAF, gen. Stanley Mc Chrystal ze świtą. Na spotkaniu z lokalnymi władzami amerykański generał opowiada o nowej strategii sił sojuszniczych w Afganistanie.

Dużo okrągłych słów, z których wynika, że od tej pory ma się liczyć przede wszystkim Afgańczyk i jego potrzeby. Mniej siły, więcej współpracy. I większa troska o to, by w akcjach militarnych nie ginęli przypadkowi cywile.

Pożyjemy, zobaczymy. Oby się ziściło.

A póki co generał wychodzi z pałacu gubernatora wprost na okoliczne stragany – ogląda towar, rozmawia z handlarzami. Bez hełmu i kamizelki, wyprostowany, uśmiechnięty. Śledzony przez obiektywy aparatów i kamer afgańskich mediów.

Osobista odwaga, ale i efekciarstwo – bo w ciasnym kadrze widać tylko generała, gubernatora i dziennikarzy. Imponująca obstawa stoi nieco dalej…

general

Dowódca ISAF i gubernator prowincji Ghazni Osman Osmani/fot. Marcin Ogdowski