Wspominając zmarłych

Radosław Szyszkiewicz, poległy 9 października 2009 r./fot. PKW Afganistan
Okolice i samo Święto Zmarłych to czas specyficzny. Na co dzień zabiegani, przystajemy na chwilę i pozwalamy, by nasze myśli krążyły wokół tych, którzy odeszli. A 1 listopada odwiedzamy ich groby, często pokonując w tym celu bardzo długie trasy.
Przede mną właśnie taka droga. W jej trakcie, i później – stawiając znicze na grobach najbliższych – nie ucieknę od wspomnień o nich.
Ale w tym roku moje myśli będą również przy Marcinie Porębie, którego śmierć dopadła ledwie kilkaset metrów ode mnie. Słyszałem wybuch, który go zabił, a widok jego zakrwawionej kamizelki utkwił mi w pamięci po dziś dzień…
Wspominając zmarłych, pomyślę o Arturze Pycu. Kiedyś, na patrolu, jego koledzy zobligowali mnie, bym poświęcił mu wpis. Ciężko ranny Artur umierał, gdy ja przygotowywałem posta, w którym życzyłem mu, i rodzinie, siły i powrotu do zdrowia…
Nie zapomnę o Piotrze Marciniaku, którego ciało żegnałem na lądowisku w Ghazni, mając poczucie okrutnego deja vu. Bo minęło ledwie kilka dni od poprzedniej tragedii…
* * *
Ten rok był wyjątkowo ciężki dla naszych żołnierzy w Afganistanie. Poza wymienioną trójką zginęli tam jeszcze: Andrzej Rozmiarek, Daniel Ambroziński, Radosław Szyszkiewicz i Szymon Graczyk.
Oby te śmierci nie były daremne.
- Szymon Graczyk, poległy 9 października 2009 r./fot. PKW Afganistan

Piotr Marciniak, poległy 10 września 2009 r./fot. PKW Afganistan

Pożegnanie Marcina Poręby (na zdjęciu w ramce), poległego 4 września 2009 r./fot. Marcin Ogdowski

Daniel Ambroziński, poległy 10 sierpnia 2009 r./fot. PKW Afganistan
Jak to jest z tym sprzętem?
Z reguły nie sięgam po brukowce, ale wyczulony na hasła związane z wojskiem, czasami trafiam na ich witryny internetowe. I oto, co ostatnio znalazłem na stronie E-faktu.
Mniejsza o to, czy zdjęcie rzeczywiście jest głupie. Moją uwagę przykuło co innego – otóż kamizelka, w którą wcisnął się poseł Arkadiusz Mularczyk, bynajmniej nie należy do tych, które z przydziału dostają nasi żołnierze.
Jakiś czas temu jeden z najważniejszych polskich polityków poczuł się zawstydzony, gdy zwrócono mu uwagę, że przyleciał do żołnierzy w Afganistanie w niepolskiej kamizelce. Od tego czasu polityczni wizytatorzy zwykle już nie popełniają takiego faux pas – dość spojrzeć na zdjęcie z ostatniej wizyty ministra obrony w bazie Giro.
Jest jednak w ich działaniach pewna niekonsekwencja. Widoczny za murem śmigłowiec – który w tych dniach obsługiwał najważniejszych członków delegacji – to amerykański black hawk, a nie używany przez naszych żołnierzy Mi-17.
Czyżby politycy – albo przygotowujący ich wizyty wyżsi rangą wojskowi – nie ufali w jakość sprzętu, w którym posyłają żołnierzy na wojnę?

Wrześniowa wizyta ministra obrony (piąty od lewej) w bazie Giro/fot. Marcin Ogdowski
Zapomnijmy o schematach
Kobieta w niebieskiej burce najwyraźniej czegoś ode mnie chce. Przed chwilą wyprzedziła mnie i stanęła naprzeciwko, tarasując drogę. Dziecko na ramieniu beczy, a w pobliżu pojawia się charakterystyczny pick-up afgańskiej policji.
„Nie zaczepiaj, a już w żadnym razie nie dotykaj afgańskich kobiet! W ten sposób urazisz ich mężów, braci, ojców, a ci takich rzeczy nie puszczają płazem” – radził mi kiedyś stary dziennikarski wyjadacz, który w krajach muzułmańskich spędził kilka lat życia.
„Unikaj afgańskiej policji. Tak po prostu cię nie zwiną. Ale dasz im pretekst, by zabrali cię do paki, to już z niej nie wyjdziesz. Chyba że z workiem na głowie, w towarzystwie brodatych turbaniarzy” – to z kolei zaprzyjaźniony oficer wywiadu, skądinąd negatywnie zweryfikowany, mimo lat spędzonych w Afganistanie.
„Upss” – myślę sobie, kątem oka widząc, że zielony pick-up zatrzymuje się na naszej wysokości. „Potrąciłem ją, zbyt szybkom idąc zatłoczonym chodnikiem? Krzywo spojrzałem?” – zastanawiam się.
Kobieta coś do mnie mówi, ale niestety, w pasztu znam najwyżej kilka słów i żadnego z tych, które słyszę.
Ratunek przychodzi ze strony chłopca, którego jeszcze kilka minut temu przeklinałem jako natręta. Łazi za mną od hotelu, usiłując wcisnąć paczkę gum do żucia. Ale na szczęście zna angielski…
Co za ulga – nikogo nie potrąciłem, a kobieta – widząc aparat na mojej szyi – wyczuwa szansę na zarobek. Za jednego dolara mogę zrobić jej zdjęcie! Tak po prostu…
Waham się, bo nie widzę żadnego jej opiekuna. To znaczy wokół nas zebrał się już całkiem pokaźny tłumek, ale czy któryś z tych mężczyzn jest krewnym bądź mężem kobiety w burce?
„Śmieją się, więc chyba ok” – myślę sobie, choć ostatecznie przekonuje mnie odjeżdżający policyjny pick-up. Podnoszę aparat, robię zdjęcie, płacę…
* * *
Ta historia przytrafiła mi się dwa lata temu. Wspominam ją, sprowokowany waszymi komentarzami na temat sytuacji kobiet w Afganistanie. Jak chyba wszystko w tym kraju, i ta sfera życia wymyka się utrwalonym w naszych zachodnich głowach stereotypom.

Nieznajoma kobieta z dzieckiem - bohaterowie mojego wpisu/fot. Marcin Ogdowski
Na szczęście idzie zima
Ostatni post poświęciłem georadarom i się posypało. Dziś sprawą niedostatecznego wyposażenia saperów zajęła się „Rzeczpospolita”. Polakom w Afganistanie brakuje specjalistycznych pojazdów do wykrywania min – przekonuje gazeta. I, niestety, ma rację.
„Rzepa” już o tym nie pisze, ale kilkanaście dni temu doszło do powtórki sytuacji z początku września. Jadący z Ghazni do Giro konwój został zaatakowany przy użyciu ajdika. Dla porządku dodam, że tym razem rebelianci nie byli tak zuchwali – do ataku doszło 20 km od Giro.
Informacja o zamachu nie znalazła się w oficjalnych komunikatach polskiego dowództwa, gdyż – na szczęście – nikt nie zginął. A bomba wybuchła pod amerykańskim pojazdem z patrolu rozminowywania, który prowadził kolumnę.
Właśnie – specjalna konstrukcja buffalo uchroniła załogę przed śmiercią. Czy rosomak okazałby się równie odporny? Nie zamierzam niczego przesądzać, ale warto obejrzeć zdjęcia z miejsca zdarzenia autorstwa fotoreportera „Gazety Wyborczej” Damiana Kramskiego, który jechał w zaatakowanym konwoju. Wielkość leju wskazuje na sporą moc ładunku.
Tymczasem, jak wynika z zapowiedzi MON, specjalistyczne zestawy saperskie trafią do naszego kontyngentu… latem przyszłego roku. Do tego czasu Polacy muszą liczyć na Amerykanów, choć naiwnością byłoby oczekiwać, że ci będą im towarzyszyć w każdym patrolu i konwoju.
Na szczęście idzie zima…

Rosomak wytrzyma wiele, ale takiej odporności na miny jak specjalistyczne pojazdy saperskie nie ma.../fot. Marcin Ogdowski
Georadar poza zasięgiem
- Kto przyleciał? – pytał dowódcę rosomaka jeden z żołnierzy.
Siedzieliśmy w wozach, kilkadziesiąt minut wcześniej śmigłowce MEDEVAC zabrały zabitego i rannych w ataku na nasz konwój żołnierzy. Nie mogliśmy jednak ruszyć do bazy w Giro, zanim saperzy nie sprawdzą „przepustu” - jedynego przesmyku, przez który można się było wydostać z miejsca pułapki.
A ci właśnie – na pokładzie polskiego Mi-17 – lądowali w pobliżu uszkodzonego przez ajdika rosomaka.
- Amerykanie? – dopytywał się żołnierz. A gdy dowódca kiwnął głową, dodał: – To dobrze…
I do mnie: – Nasi saperzy to zajebiści fachmani, ale Amerykanie mają georadary. Oblecą “przepust” w trymiga.
* * *
Dwa lata wcześniej – na szkoleniu dla dziennikarzy pracujących w rejonach działań wojennych – ze zdziwieniem obserwowałem saperów, torujących kolegom drogę przez teren, na którym mogły być podłożone miny. Dwóch żołnierzy, na kolanach, wbijało co jakiś czas nóż w ziemię. Ostrożnie, powoli, pod lekkim kątem.
- Do wymacania ładunku można użyć noża, pręta czy kija – tłumaczył instruktor.
- Przecież macie wykrywacze, nie? – pytała z niedowierzaniem dziennikarska publicznego radia.
- Albo i nie macie… – odpowiedział jej saper. I po chwili dodał: – Poza tym tradycyjny wykrywacz nie znajdzie ładunku skonstruowanego bez użycia elementów metalowych. A terroryści coraz częściej takie robią.
* * *
W Afganistanie saperzy używają wykrywaczy. I metody “na nóż” (patyk, pręt). Ale co zrobić, gdy „przepust” wypadnie akurat na asfalcie? A pod jego warstwą rebelianci ukryją bombę, o której mówił ów instruktor?
Wykrywacz nic nie złapie, a nożem można sobie podłubać… za przeproszeniem w nosie.
I właśnie dlatego nasi saperzy potrzebują georadarów. W kraju tego typu urządzenia wykorzystuje policja – na przykład do lokalizowania ciał głęboko zakopanych w ziemi, przykrytych betonową posadzką.
A wojsko? Kilka miesięcy temu wśród parlamentarzystów toczyła się dyskusja na temat wyposażenia saperów służących w Afganistanie.
„(…) na wyposażeniu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej nie znajdują się georadary, które mogłyby być wykorzystywane jako wykrywacze przedmiotów wybuchowych i niebezpiecznych. Zgodnie z obowiązującym ˝Planem modernizacji technicznej Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej na lata 2009-2010˝ nie przewiduje się zakupu wykrywaczy min wyposażonych w georadar”
– takiej odpowiedzi na poselską interpelację udzielił wówczas szef MON.

To zdjęcie zrobiłem w Afganistanie w 2004 r. Wówczas wydawało mi się, że saperzy mają tam, czego dusza zapragnie/fot. Marcin Ogdowski