Rejestracja | Logowanie »


Mit taliba-nieroztropka

74 komentarze | 06 października 2009

Z roku na rok w Afganistanie przybywa żołnierzy sił ISAF. Z roku na rok wiosenno-letnie ofensywy talibów okazują się większe, lepiej zorganizowane, a ich skutki dotkliwsze.

A przez cały ten czas w Polsce utrzymuje się przekonanie, że talibowie to skrzykiwane na konkretne akcje grupy wieśniaków – nieostrzelanych, niewyszkolonych, źle dowodzonych.

„Kiedy byłem tu dwa lata temu, szuszaki uciekały na sam widok rosomaka. Dziś zaciekle na nie polują” – opowiadał mi jeden z żołnierzy, stacjonujący w bazie Giro. „Kiedyś ostrzelali konwój, a gdy wychodziliśmy z wozów, spierd…li w podskokach. Teraz podejmują walkę.”

Ich zasadzki są coraz lepiej przemyślane – niektóre to prawdziwe taktyczne majstersztyki. Podkładane ładunki wybuchowe wskazują na stale rosnące umiejętności saperskie. Na wyposażeniu coraz rzadziej mają rozklekotane karabiny pamiętające czasy radzieckiej inwazji, coraz częściej – nowiutkie kałasze z chińskich fabryk.

Rzeczywiście, większość z nich pochodzi ze wsi. A tylko nieliczni szkolą się w obozach na afgańsko-pakistańskim pograniczu. Ale mają czas nauczyć się wojaczki, bo po akcjach nie wracają do domów, by prowadzić życie normalnych chłopów. Niczym dawni tatrzańscy zbóje wojują od początku wiosny do nastania zimy.

Wśród nich jest coraz więcej Pasztunów z Pakistanu oraz arabskich specjalistów od dżihadu. Ale przeważają miejscowi, co daje talibom atut znajomości terenu. No i możliwość ukrywania, karmienia i leczenia bojowników.

Nie tylko zresztą to: – Widziałeś? – pytał stojącego obok żołnierza Rafał, operator TVP, podczas wizyty w jednej z wiosek w dystrykcie Giro. Rafał miał na myśli  gest jednego z wieśniaków, który wyciągnął zza pazuchy lusterko i poświecił nim w kierunku okolicznych wzgórz.

Nikt niczego nie dostrzegł. A chwilę później zaczął się talibski ostrzał.

Talibowie – 15 lat od powstanie – polecam galerię z zaprzyjaźnionego bloga 990px.pl:

fot. PIO Afganistan

Z roku na rok w Afganistanie przybywa żołnierzy sił ISAF/fot. PIO Afganistan

Mit dobrego socjalu raz jeszcze

46 komentarzy | 04 października 2009

Wrócę do sprawy socjalu, bo widzę, że wpis na ten temat wywołał gorącą dyskusję. Najpierw jednak głos stamtąd, od kolegi, który na co dzień stacjonuje w Ghazni:

„Za sanitariaty to chyba podziękują Ci wszyscy”.

Mam nadzieję, że będzie za co dziękować. Bo problem wcale „gówniany” nie jest.

Podczas jednej z wcześniejszych wypraw do Afganistanu ze zdumieniem odkryłem, że w bazie Bagram organizowane są… kursy salsy. Że swoje zagraniczne filie utrzymują amerykańskie uniwersytety, sieci barów i restauracji. Że są tam wypożyczalnie płyt DVD i rowerów. Że…, no, dużo było tych „że”.

Fanaberie – myślałem sobie. I dopiero wyjazdy z liniowym wojskiem uświadomiły mi, jak bardzo ważne dla żołnierskiej psychiki są wszystkie te namiastki normalności.

„Nie oczekujemy wanien z jacuzzi, ale na porządne kible chyba naszą armie stać?” – pisze mi w e-mailu żołnierz z Giro.

A inny, jeszcze w Afganistanie, opowiedział mi historię sprzed kilku lat, gdy brał udział w obronie City Hall-u w irackiej Karbali. Gdy rebelianci na chwilę odpuścili, wraz z dwoma kolegami zabrał się za zwiedzanie ratusza. I w jednym z pomieszczeń, za ścianą ze zbitych desek, odkrył łazienkę, którą wybudowano zapewne dla jakiegoś notabla. Porządny sedes, umywalka – żadne tam dziury w podłodze, z których korzystać musiała oblegana załoga, a wcześniej petenci…

„Zerwaliśmy deski i załatwiliśmy sprawę jak ludzie, na normalnej porcelanie. Wiem, że dla kogoś, kto nigdy nie walczył, i nie musiał przy tym spinać pośladków, brzmi to głupio. Ale my poczuliśmy się jak nowonarodzeni. Po czymś takim mogliśmy dać łupnia każdemu”.

PS. Dziękuję wszystkim za urodzinowe życzenia :D

"Pisuary" w Giro/fot. Marcin Ogdowski

"Pisuary" w Giro/fot. Marcin Ogdowski

Pod wpływem magii

49 komentarzy | 03 października 2009

Na wojnie myślenie magiczne cieszy się dużą popularnością. Wszystkie te maskotki, talizmany, słowa-zaklęcia, czy wreszcie koncepcja żołnierskiego szczęścia…

Jak już pisałem – odwołując się do obserwacji socjologów – im większe poczucie zagrożenia, tym silniejsza potrzeba uczestniczenia w praktykach religijnych. Myślę, że to samo dotyczy również praktyk magicznych.

Mało w nich racjonalności? Niekoniecznie. Bo zawierzenie swojego losu czemuś „ponadto” – bogu, szczęściu – pozwala nam myśleć, że to, czy przeżyjemy kolejny patrol, wcale nie zależy od brodatego taliba, czyhającego gdzieś z detonatorem w ręku. I jest nam, po prostu, łatwiej.

Przecież z bogiem mamy układ, potwierdzany za każdym razem, gdy żegnamy się przed wyjazdem z bazy. A szczęście jest po naszej stronie, choćby w postaci wisiorka sprezentowanego przez żonę, dziewczynę czy matkę…

Ale myślenie magiczne miewa też destrukcyjny charakter, o czym przekonałem się na własnej skórze. W konwoju, w którym jechałem, zginął Marcin Poręba. Kilka dni później – na prośbę jego kolegów – przygotowałem wpis poświęcony Arturowi Pycowi. Nocą, gdy post czekał na publikację, Artur zmarł w wyniku ran odniesionych w Afganistanie.

„Kurwa!” – myślałem. „Chyba jestem jakiś felerny? Chyba przynoszę pecha? Czas zwijać się do domu, dać sobie spokój z tym wszystkim. Zanim znów ktoś zginie…”.

Dostałem po głowie od dziewczyn z biura prasowego. I dzięki nim wygrałem z magią.

Ale kilka dni temu zerknąłem w kalendarz, który zostawiłem w Polsce. Na początku roku, bezmyślnie, zamiast kupić normalny wkład, zafundowałem sobie „kalendarz szkolny na rok 2009”. Ostatnia jego kartka nosi datę 5 września 2009 roku.

Wieczorem 4 września od śmierci dzieliło mnie kilkaset metrów. Później, gdy czekaliśmy na moździerzowy atak, jej ryzyko było nawet wyższe.

Na szczęście nic się nie stało. A po 5 września przyszedł 6. i kolejne. Dziś są moje 33. urodziny. Patrząc na ów kalendarz, nie mogę oprzeć się myśli, że ktoś lub coś, w jakimś celu podarował(o) mi życie.

Znów jestem pod wpływem magii…

Irak, rok 2008. Krzyżyk-talizman miał załodze tego hummera przynieść szczęście/fot. Marcin Ogdowski

Irak, rok 2008. Krzyżyk-talizman miał załodze tego hummera przynieść szczęście/fot. Marcin Ogdowski