Jeszcze o pieniądzach…
… ale nie zamierzam znów wchodzić w dyskusję o „wyjazdach dla kasy”. Moją opinię na ten temat już znacie. Opowiem Wam historię, którą usłyszałem kilka dni temu.
Jakiś czas po pogrzebie poległego podczas V zmiany żołnierza, okazało się, że miał on kredyt. Bank, rzecz jasna, upomniał się o pieniądze. Sprawa niby oczywista – rodzina, otrzymawszy odszkodowanie, miałaby z czego spłacić należności. Ale koledzy zabitego potraktowali rzecz honorowo – każdy z nich wyłożył po kilkaset złotych i dług spłacono bez zawracania głowy najbliższym.
Koleżeńska solidarność do końca. Nie wiem, jak Wam, ale mi taka postawa imponuje.
A korzystając z okazji – wszystkim, którzy tu zaglądają, życzę, aby rok 2010 był lepszy od mijającego!

Przelot, w trakcie którego zrobiłem to zdjęcie, okazał się rutynowym, spokojnym patrolem. Oby takich jak najwięcej w 2010 r.!/fot. Marcin Ogdowski
By szczęście nie odpuszczało

Tata pod choinkę to najlepszy prezent, prawda?/fot. AFP
Czego można życzyć – z okazji świąt – stacjonującym w Afganistanie żołnierzom? Ich rodzinom?
Co człowiek, to marzenia i oczekiwania – nie starczyłoby pewnie miejsca, by je wymienić. Pomyślałem więc o czymś uniwersalnym, co doskonale wyraża załączona fotografia.
Oby wszyscy, których w tej chwili rozdziela te 4 tys. km, już za kilkanaście tygodni mogli się cieszyć tak, jak ten amerykański żołnierz i jego rodzina.
Drodzy Blogowicze – rzecz jasna również Wy, którzy jesteście tu z powodu pasji i zainteresowań, a nie osobistego zaangażowania w misję – zdrowych, wesołych i pogodnych świąt!
I oby nam szczęście nie odpuściło!

Kolacja wigilijna w bazie Ghazni/fot. PIO Afganistan
Przestańmy chrzanić o najemnikach!

Żołnierze, jeśli już ich tam wysłano, zasługują na godziwe wynagrodzenie/fot. Marcin Ogdowski
- I co, warto było? – to pierwsze słowa, jakie w Polsce usłyszał wracający z Ramstein żołnierz. W Niemczech amerykański personel medyczny żegnał go po wielotygodniowej rekonwalescencji z pełnymi honorami. Duże słowa, wielkie gesty i wyrazy uznania za służbę w Afganistanie – chłopak czuł się kimś poważanym aż do momentu, gdy wylądował w kraju. I trafił pod opiekę pielęgniarki, która miała mu towarzyszyć w drodze do jednego z najważniejszych szpitali wojskowych w kraju.
W samym szpitalu było jeszcze gorzej – personel dawał do zrozumienia, że uważa rekonwalescenta za… najemnika. A przypominam – mówimy o lekarzach i pielęgniarkach, co by nie mówić, wojskowej placówki.
O sprawie opowiadał mi kilka dni temu rozżalony oficer z krakowskiej brygady, który również służył w Afganistanie. Wspominam o tym, sprowokowany debilnymi komentarzami pod artykułami mówiącymi o śmierci Michała Kołka. „Po co tam pojechał?”, „zrobił to dla kasy, najemnik” – oto kwintesencja tych rozważań.
Cóż, naszego zaangażowania w afgańską wojnę można nie popierać – sam głosowałbym przeciwko wysłaniu tam wojska. Ale na boga, nadajmy rzeczom właściwy im sens! Żołnierze nie jadą do Afganistanu na ochotnika, co tak chętnie podkreślają politycy. Tak zwane oświadczenia woli (o których pisała ostatnio „Gazeta Wyborcza”), to fikcja.
- Spróbuj się nie zgodzić, to ciekawe, czy przedłużą ci kontrakt… – stawia kwestię we właściwym świetle wielokrotny misjonarz. Nie ma w nim jednak złości, bo jak sam mówi: – Jeśli ktoś odmawia wyjazdu na misję, znaczy, że się do wojska nie nadaje.
Denerwuje go jednak co innego:
- Niech politycy przestaną pieprzyć o dobrowolności – to najlepszy sposób, by uciąć dyskusje o tym, że jeździmy dla kasy. Jeździmy, bo takie mamy rozkazy. Bo wykonywanie rozkazów to sedno naszej roboty.
I w tym rzecz. A że za tę robotę dobrze płacą. A mieliby źle? Jasne, że pieniądze, które pochłania ta wojna, można by z większą korzyścią zainwestować w Polsce. Ale oburzeni tym stanem rzeczy powinni mieć pretensje do polityków, nie żołnierzy. Ci, jeśli już ich tam wysłano, zasługują na godziwe wynagrodzenie. Jak każdy, którego praca wiąże się ze zwiększonym ryzykiem utraty życia.
Przestańmy zatem chrzanić o najemnikach! A jeśli drażni nas okupacyjny charakter misji – może warto zrobić z tym coś więcej niż obrażać żołnierzy?
* * *
Na początku tego wpisu mowa była o Ramstein – pozwólcie, że wrócę jeszcze do tego wątku. Z 18 najciężej rannych podczas V zmiany, jeden wojskowy nadal pozostaje w amerykańskim centrum medycznym. Zdaniem lekarzy, nie można go jeszcze przetransportować do Polski. A ponieważ idą święta, wczoraj do spadochroniarza pojechała żona z córką – obie zostaną z rekonwalescentem aż do Nowego Roku. Kobietom towarzyszy trzech żołnierzy z jednostki. Ich wizyta będzie znacznie krótsza, ale wystarczy, by pokazać, że kumple o swoim pamiętają. I trzymają za niego kciuki.
Jestem pewien, że kumple nie zapomną również o Michale Kołku.

Koledzy żegnają st. szer. Michała Kołka na helipadzie w bazie Ghazni/fot. PIO Afganistan.
Naiwne oczekiwania…

Z informacji, jakie od Was docierają, wynika, że w okolicach Czterech Kątów doszło do bardzo poważnej potyczki. "Jeśli tak jest zimą, to co będzie na wiosnę...?" - zastanawia się jeden z będących na miejscu użytkowników bloga. Podzielam te obawy.../fot. PIO Afganistan
Wczoraj, w 6. Brygadzie Powietrznodesantowej – która wystawiła żołnierzy poprzedniej zmiany – odbyła się skromna uroczystość. Na pamiątkowej ścianie odsłonięto tabliczki z nazwiskami Artura Pyca i Piotra Marciniaka, spadochroniarzy, którzy latem tego roku polegli w Afganistanie.
Oglądając zdjęcia pomyślałem sobie – oby więcej takich tabliczek odsłaniać nie trzeba było. Śmierć Michała Kołka – niespełna kilkanaście godzin później – uświadomiła mi, jak naiwne były to oczekiwania. Ta wojna znów zebrała krwawe żniwo.
Najszczersze wyrazy współczucia Rodzinie i Bliskim…

Obie tabliczki zawisły w muzeum Brygady, znajdującym się na terenie koszar 16. batalionu powietrznodesantowego/fot. Marian Dulewicz
Mała rzecz, a cieszy
W sumie nie miałem w planach poruszania tego wątku na blogu. Kwestia świątecznych paczek żyje własnym życiem na forum, po co więc jeszcze moje pisarstwo? Ale wczoraj dostałem maila od żołnierza z Ghazni. Oto jego fragment:
Twierdzisz, że blog to nasza wspólna własność? No to napisz tam, kolego, w imieniu moim, kumpli i pewnie setek innych chłopaków: dziękujemy wam kobitki za świąteczne paczki! Mała rzecz a cieszy.
No więc przekazuję, o co mnie poproszono. Dodam jeszcze, że nadawcę wiadomości cieszy przede wszystkim „ultrasoniak” (cokolwiek to znaczy – cytuję, by kobieta mogła zidentyfikować swojego żołnierza).
Ale nie wszyscy mają powody do radości. Alarmujecie mnie, sporo również piszecie o tym na forum, że część paczek – choć wysłana dawno temu – jeszcze nie dotarła do adresatów. Przede wszystkim żołnierzy z mniejszych baz.
Domyślam się, że chodzi o logistykę i transport – w Afganistanie „od zawsze” problematyczne. Ponieważ jednak warto próbować, zapytam więc publicznie: dałoby radę to jakoś przyśpieszyć?

Domyślam się, że chodzi o logistykę i transport – w Afganistanie „od zawsze” problematyczne. Ponieważ jednak warto próbować, zapytam więc publicznie: dałoby radę to jakoś przyśpieszyć?/fot. Marcin Ogdowski