Niebezpieczna rura
„Rura!” – to, z pozoru niewinne słowo, kryje w sobie potworny ładunek emocji. Wykrzyczane w interkom, zwiastuje śmiertelne zagrożenie. Talibowie udowodnili już, że granat RPG potrafi przebić pancerz rosomaka.
Trafiony nim bezpośrednio człowiek nie ma żadnych szans na przeżycie, o czym przekonaliśmy się kilka miesięcy temu. To dlatego tak ważne jest „skanowanie sektorów”, o którym przed każdym patrolem napominają dowódcy.
„Nie wolno dopuścić, by w pobliże patrolu zakradł się człowiek z wyrzutnią!” – słyszałem wielokrotnie na odprawach. Z daleka „szuszwolska rura” już tak niebezpieczna nie jest…
Kilka dni temu obserwowałem ćwiczących strzelania z RPG spadochroniarzy. Przyrządy optyczne i wyszkolenie pozwalały im na pewniaka pakować większość granatów w celu.
Talibom brakuje zarówno optyki – celują na oko, używając celowników mechanicznych – jak i doświadczenia. I tym tylko należy tłumaczyć względnie słabą skuteczność ataków przy użyciu RPG.
„Modlę się, aby ten stan trwał jak najdłużej” – przyznał mi kiedyś jeden z oficerów polskiego kontyngentu. Pewnie nie on jeden…

Przyrządy optyczne i wyszkolenie pozwalały spadochroniarzom na pewniaka pakować większość granatów w celu.../fot. Marcin Ogdowski
Zamiast słów: „Szósta” w obiektywie

Tak ciasno i tak... samotnie/fot. Adam Roik
Czekanie – to permanentny stan, który towarzyszy mi za każdym razem, gdy jestem w Afganistanie (a wcześniej w Iraku). Zwłaszcza czekanie na transport – „skrzydła”, „śmigła”, „koła”.
Żadne to pocieszenie, ale czekają również żołnierze. Na przerzucenie z bazy do bazy, na powrót do kraju.
Jednak wbrew temu, co może się wydawać, nie jesteśmy w tym czekaniu osamotnieni. Kiedyś rozmawiałem z Brytyjczykami, którzy również narzekali na problemy z transportem w Afganistanie. Tak, tak – i Brytole mają za mało śmigłowców…
„Zmienność decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia” – oznajmił mi z uśmiechem pewien major, gdy po raz trzeci wróciłem z pasa startowego w Szaranie do obozowiska. Bo znów, w ostatniej chwili, okazało się, że nie ma wolnego miejsca w samolocie.
Łatwo mi więc wyobrazić sobie emocje, jakie towarzyszyły tym żołnierzom VI zmiany, którzy utknęli w drodze do domu. Ale to już historia – „szósta”, poza nielicznymi wyjątkami, wróciła do Polski.
Ten blog nie jest miejscem na oficjalne podsumowania, liczby, daty, itp. Ale kończąc wątek VI zmiany postanowiłem poświęcić jej serię zdjęć autorstwa Adama Roika. Oto „szósta” w obiektywie:

Na patrolu.../fot. Adam Roik

Rosiek w akcji.../fot. Adam Roik

Trudna do ogarnięcia przestrzeń - tym Afganistan zachwyca wszystkich nowoprzybyłych.../fot. Adam Roik

Śmigła - wciąż ich za mało.../fot. Adam Roik

Dzieciaki na całym świecie są takie same. Pokaż im obiektyw, a będą pozować.../fot. Adam Roik
Korek w obie strony…
…czyli doniesień na temat rotacji ciąg dalszy.
Dziś do kirgiskiego Manas przyleciało z bazy logistycznej w Bagram ponad stu żołnierzy VI zmiany, wracających do kraju. Niby nic nadzwyczajnego, ale… Wczoraj bowiem, mogący wziąć na pokład 150 osób samolot, przywiózł zaledwie kilkunastu wojskowych.
Dlaczego? Okazało się, że z Bagram nie ma kogo zabrać, bo żołnierze utknęli w mniejszych bazach. Powinny ich stamtąd przerzucić śmigłowce, głównie amerykańskie, te jednak zajęte są rotacją jednej z brygad US Army.
Polskich śmigłowców jest zaś za mało, by mogły obsłużyć tak liczny transport. No i się psują – jeden z Mi-17, który zabierał ludzi z Giro, uległ awarii, drugi wyznaczony do tego zadania, może zabrać jednorazowo tylko kilkanaście osób.
A Giro to najmniejsza z baz – większe problemy są z Warriorem i Ghazni.
Ponieważ „korki” są również w drugą stronę – wielu żołnierzy VII zmiany utknęło w Bagram, inni w Manas, sporo jest jeszcze w Polsce – część zadań przewidzianych dla Polaków realizują żołnierze VI zmiany.
I czują się przy tym opuszczeni przez dowództwo, w ten sposób interpretując przenosiny – wraz z formalnym końcem VI zmiany – dotychczasowego sztabu kontyngentu do Bagram.
Dowództwo Operacyjne, „ze względów bezpieczeństwa”, nie podaje, gdzie konkretnie znajdują się dowodzący VI zmianą.
- Są na terenie Afganistanu i wrócą do kraju ostatnim samolotem – zapewnia mjr Piotr Jaszczuk z DO.

Trzeba szczęścia, by dostać się na lot z mniejszej bazy do Bagram - twierdzą żołnierze VI zmiany/fot. Marcin Ogdowski
Czy to już bałagan…
… czy „tylko” niezawinione problemy logistyczne?
Nie dalej, jak kilka dni temu obwieszczałem formalny koniec VI zmiany. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że kolejna zmiana jest siódmą tylko z nazwy. Bo w Polsce utknęło zbyt wielu żołnierzy, którzy mieli zastąpić swoich kolegów. W samym Krakowie na wylot czeka około 200 wojskowych, niektórzy nawet trzy tygodnie!
- Nie możemy wrócić do domów, musimy być skoszarowani – opowiada jeden z nich. – Bo samolot może przylecieć “w każdej chwili”. Rano nam mówią, że lecimy jutro, wieczorem, że jednak nie. I tak w kółko. Ludzie chodzą wk…ni, takiego burdelu nikt się nie spodziewał…
Ta irytacja jest dla mnie zrozumiała, gorzej jednak mają żołnierze, którzy utknęli w Afganistanie. Jeśli siedzą w Bagram, to pół biedy – co najwyżej się nudzą. Są jednak tacy, których zatrzymano w Warriorze czy Giro, bazach typowo bojowych. Ci nadal biorą udział w patrolach. Zmęczeni, zirytowani, większość już miesiąc temu miała być w domu.
Wiem, że są obiektywne trudności – kirgiski przewrót, pył wulkaniczny, rotacja Amerykanów. Ale coraz trudniej zrozumieć mi te argumenty, zwłaszcza, gdy okazuje się, że do Polski przylatuje samolot, który poza nielicznymi wojskowymi, przewozi przede wszystkim powietrze. Amerykanie swoje zrobili – lot na linii Manas-Polska odbębniony. A że nie było kogo zabrać? To już nie ich zmartwienie…
Czy naprawdę nie da się tego lepiej zorganizować?

Czy zrotowanie kontyngentu przekracza zdolności logistyczne naszej armii?/fot. Marcin Ogdowski