Polaków atakują gangsterzy
Wojna partyzancka i narkotyki – oto dwie zmory Afganistanu. Obie mocno ze sobą powiązane. I nie chodzi tylko o to, że za pieniądze zdobyte na uprawie opium talibowie finansują swoją działalność. Bo partyzancką taktykę stosują również „zwyczajne” grupy przestępcze, ochraniające uprawy i/lub transporty narkotyków.
- Nie każdy brodacz z kałachem czy erpegiem to talib – przyznaje żołnierz, który w Afganistanie spędził dwie zmiany. – Czasem atakują nas zwyczajni bandyci.
- Highway 1 – droga, którą zabezpiecza m.in. nasz kontyngent – jest szlakiem przerzutowym, wykorzystywanym przez grupy zajmujące się handlem narkotykami. Nasza aktywność jest im nie na rękę… – potwierdza mjr Mirosław Ochyra z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.
Trudno z dostępnych statystyk wyodrębnić dane mówiące o działalności gangsterów. Wiadomo, że patrolują drogi, podkładają ajdiki, ostrzeliwują konwoje. Czasem atakują „prewencyjnie”, gdy szykuje się przerzut (na przykład, by zniechęcić Polaków do stawiania check-pointów), czasem z zemsty, choćby za utracony skład amunicji. Bywa, że do kontaktu dochodzi przez przypadek.
Gdy giną gangsterzy, oficjalny komunikat mówi o zabitych rebeliantach.
- My nie wnikamy w status poległych przeciwników. To zadanie afgańskich sił bezpieczeństwa. Używamy określenia „rebelianci” wobec wszystkich, którzy walczą z siłami ISAF, także przestępców z grup narkotykowych – mówi mjr Ochyra.
W ocenie Amerykanów, talibowie nie stanowią nawet połowy spośród wszystkich rebeliantów w Afganistanie. Większość to zwyczajni gangsterzy.
I owszem, historia uczy, żeby dane amerykańskiego wywiadu traktować ostrożnie. Wojsko jednak wie swoje.