Rejestracja | Logowanie »


Chili i kamienie

6 komentarzy | 30 listopada 2010

Co ma chili do stosunków polsko-afgańskich? Ano ma…

- Uwaga na kamienie! – słychać w radio ostrzeżenie dowódcy patrolu. Wyglądam przez niewielkie okienko w drzwiach MaTV i widzę grupę chłopców. Raczej niegroźne towarzystwo, zwłaszcza, jeśli przed wyjazdem z bazy człowiek nastawił się na ewentualność “wyłapania ajdika czy erpega”…

Opuszczamy pojazdy, kamienie nie lecą.

Najwyraźniej to nie w tym rejonie Ghazni rzucano do dzieci wojskowe racje żywnościowe. Gest jak najbardziej przyjazny, tyle że w “emeri” były również paczuszki z koszmarnie ostrą przyprawą. Dzieciaki, spodziewając się słodyczy, otwierały woreczki i… następnym razem rzucały w Polaków kamieniami.

- Porywczy naród – komentuje historię żołnierz, który wyjaśnił mi, skąd w ogóle wzięło się zagrożenia kamieniami.

Trudno nie przyznać mu racji.

Na ulicy w Ghazni/fot. Marcin Ogdowski

Mijani przez Polaków przechodnie zwykle z zaciekawieniem obserwują żołnierzy/fot. Marcin Ogdowski

Talib w rezydencji

9 komentarzy | 29 listopada 2010
Gubernator prowincji Ghazni w swoim gabinecie/fot. Marcin Ogdowski

Gubernator prowincji Ghazni w swoim gabinecie/fot. Marcin Ogdowski

- Uwaga, talib! – mówi jeden z pracowników biura gubernatora Ghazni, wskazując na wchodzącego do holu rezydencji brodatego mężczyznę. – Spokojnie, on tylko tak wygląda… – dodaje po chwili, wyraźnie uradowany swoim żartem.

Rzekomy talib – wybitnie niechętnie patrzący na mój obiektyw – to członek ochrony gubernatora. Raczej nie chciałbym go spotkać w ciemnym zaułku, zwłaszcza, że jego nieodłącznym atrybutem jest wiecznie odbezpieczony chiński kałasz…

Żarty żartami, lecz sytuacja, w której po rezydencji szefa regionalnych władz spacerują talibowie, jest jak najbardziej realna. I nie chodzi wcale o zamachowców. Gubernator nie ukrywa, że spotyka się z przywódcami rebelii. Afgańczycy, w swoim stylu – w trakcie wielogodzinnych, wypełnionych dygresjami rozmów – usiłują dogadać się między sobą.

Dzięki temu w prowincji ma być bezpieczniej, choć póki co efektów nie widać.

Co na to Polacy? Nie przeszkadzają. Czasami wręcz dyskretnie zabezpieczają przejazdy talibskich przywódców. Takie są dyrektywy dowództwa ISAF, które jakiś czas temu uznało, że tylko wchłonięcie w legalny system części ruchu oporu może zakończyć tę wojnę.

- Ale tym, którzy bezpośrednio odpowiadają za śmierć naszych żołnierzy, nie odpuścimy – usłyszałem w dowództwie polskiego kontyngentu.

Spokojnie, to tylko jeden z członków ochrony gubernatora.../fot. Marcin Ogdowski

Spokojnie, to tylko jeden z członków ochrony gubernatora.../fot. Marcin Ogdowski

Brudne, zniszczone, żywe

5 komentarzy | 28 listopada 2010
Na ulicach Ghazni można jeszcze spotkać wraki sprzętów należących do Armii Radzieckiej (patrz: ciężarówka po prawej), która wycofała się stąd 22 lata temu.../fot. Marcin Ogdowski

Na ulicach Ghazni można jeszcze spotkać wraki sprzętów należących do Armii Radzieckiej (patrz: ciężarówka po prawej), która wycofała się stąd 22 lata temu.../fot. Marcin Ogdowski

Do tej pory już kilka razy miałem okazję przyjrzeć się stolicy prowincji Ghazni. I cóż – wiem, że w tym kręgu kulturowym i pod tą szerokością geograficzną pojęcia ładu, porządku i czystości, są inaczej definiowane niż na Zachodzie. Lecz mimo wszystko takiego obrazu miasta się nie spodziewałem.

Ghazni jest nie tylko koszmarnie brudne, jest też, po prostu, zniszczone. Dziewięć lat po inwazji i upadku rządów talibów to może dziwić…

Przyglądając się marnej infrastrukturze miasta, aż trudno było mi uwierzyć, że kilkaset lat temu konkurowało ono z Bagdadem. I że za niespełna dwa lata – na cały 2013 rok – Ghazni stanie się stolicą islamskiej kultury. To tak, jakby mundial rozegrać w slumsach Rio de Janeiro.

Zresztą sami zobaczcie.

Budynek mieszkalny na skraju starego miasta/fot. Marcin Ogdowski

Budynek mieszkalny na skraju starego miasta/fot. Marcin Ogdowski

Cmentarz w granicach starego miasta/fot. Marcin Ogdowski

Jeden z cmentarzy/fot. Marcin Ogdowski

Widok na najstarszą część miasta. W okolicy nadal mieszkają ludzie.../fot. Marcin Ogdowski

Widok na najstarszą część miasta. W okolicy nadal mieszkają ludzie.../fot. Marcin Ogdowski

... czego najlepszym dowodem są dzieci, wybiegające ze zrujnowanych budynków na widok żołnierzy/fot. Marcin Ogdowski

... czego najlepszym dowodem są dzieci, wybiegające ze zrujnowanych budynków na widok żołnierzy/fot. Marcin Ogdowski

Na tle miasta rezydencja gubernatora Ghazni jawi się jak okazały pałacyk (choć w środku nie wygląda już tak reprezentacyjnie).../fot. Marcin Ogdowski

Na tle miasta rezydencja gubernatora Ghazni jawi się jak okazały pałacyk (w środku nie wygląda już tak reprezentacyjnie).../fot. Marcin Ogdowski

... choć tak naprawdę to mała twierdza, strzeżona przez armię ochroniarzy i policjantów/fot. Marcin Ogdowski

... choć tak naprawdę to mała twierdza, strzeżona przez armię ochroniarzy i policjantów/fot. Marcin Ogdowski

Nie taki huk straszny…

44 komentarze | 27 listopada 2010
Oto bohater zamieszania.../fot. Artur Weber, PIO Afganistan

Oto bohater zamieszania.../fot. Artur Weber, PIO Afganistan

A ja znów o zwierzaku. Tym razem o wyjątkowo niepokornym psim szczeniaku, który ostrymi jak igła kiełkami zaznaczył swoją obecność na moich rękach.

Adżi, bo o nim mowa, przyszedł za jednym ze swoich opiekunów w miejsce, skąd za moment miały strzelać Dany. Nie chciałem, by huk przestraszył szczeniaka, więc przeniosłem go za obwałowanie z hesco. Psiak wrócił i jak gdyby nigdy nic, zaczął się bawić kamieniami, którymi wysypana jest cała baza. Wyniosłem go więc po raz drugi. I trzeci. I czwarty…

Stojący obok żołnierze mieli ze mnie niezły ubaw, wyjaśniłem im więc, o co mi chodzi.

- Eee, daj na luz. To pies z Adżiristanu… – rzucił jeden z nich. A mnie olśniło – Adżi! Jak Adżiristan, gdzie znajduje się polsko-afgański posterunek. Lepiej znany jako „kraina latających erpegów”.

No tak, Adżi nie takie rzeczy w swoim trzymiesięcznym życiu widział i słyszał…

Adżi, nawet w ten sposób przekonywany, nie chciał opuścić placu, z którego strzelały Dany... :)/fot. Artur Weber, PIO Afganistan

Adżi, nawet w ten sposób przekonywany, nie chciał opuścić placu, z którego strzelały Dany... :) /fot. Artur Weber, PIO Afganistan

Armia “niewidzialnych” wojowników

6 komentarzy | 27 listopada 2010

- Dlaczego podkładałeś bomby?

- Bo mułła mi kazał?

- Dlaczego go posłuchałeś, przecież wiesz, że to niebezpieczne?

- Ale mułła powiedział mi, że gdy to robię, to jestem niewidzialny…

Oto rozmowa schwytanego przez afgańskie siły bezpieczeństwa taliba z subgubernatorem jednego z dystryktów prowincji Ghazni. Zrelacjonował mi ją jej świadek – szef polskiego PRT – ilustrując w ten sposób motywy działania części bojowników.

„Najgłupszych zabiliśmy na początku operacji, teraz walczymy z najmądrzejszymi” – mówią o swoich działaniach w Afganistanie Amerykanie. Jak wyjaśnić tę pozorną sprzeczność?

Talibscy dowódcy doskonale wiedzą, na czym osadza się siła ich przeciwnika. Mają świadomość, że wiszące nad bazami balony „czeszą” teren wokół, przekazując obraz do centrów operacyjnych. Że to samo robią bezzałogowce. Że dostrzeżeni z powietrza „kopacze” raczej prędzej niż później mogą się spodziewać ataku. A mimo to nieustannie posyłają ludzi „na wykopki”.

Większość Afgańczyków nie potrafi czytać i pisać. Z tej rzeszy analfabetów łatwo wyłuskać „kopaczy” i wmówić im rozmaite – z naszej perspektywy – niedorzeczności.

Dla Polaków to niezbyt komfortowa sytuacja. Bo z armią „niewidzialnych” wojowników można wygrywać, ale wygrać się nie da…

Jeden z uwięzionych bojowników. Afgańskie więzienie na przedmieściach Ghazni/fot. Marcin Ogdowski

Jeden z uwięzionych bojowników. Afgańskie więzienie na przedmieściach Ghazni/fot. Marcin Ogdowski