W jak wypłata
Zanim po raz pierwszy wylądowałem w kraju ogarniętym wojną, często zastanawiałem się, o czym między kolejnymi akcjami rozmawiają ze sobą żołnierze. Sztywne gadki z podręczników cuchnęły nieautentycznością, filmowe ględzenie „o dupie Maryni” wydawało mi się przesadzone. Szybko przekonałem się, że żołnierz też człowiek – lubi pogadać o wszystkim. Gdy jednak podczas któregoś z patroli pod pancerzem rosomaka rozgorzała dyskusja o kosztach wykończenia domu, miałem poczucie lekkiego surrealizmu.
- Mam szczęście, że moja kobita nie w ciemię bita. Uznała, że chrzani rabat i kupi płytki gdzie indziej. Wyszło trochę drożej, ale nie musiała czekać – relacjonował zmagania swojej żony jeden z żołnierzy.
- To jak wrócisz, pięterko będzie gotowe? – dopytywał siedzący naprzeciwko kolega.
- Nooo. Trzy misje i chałupa skończona – śmiał się zapytany, po czym dodał, ni to żartem, ni serio – Teraz mogę już przestać jeździć.
- Taa… – westchnął któryś z żołnierzy, tym akcentem kończąc dyskusję. A ja zostałem sam ze swoimi myślami na temat motywacji żołnierzy. Wielokrotnie, i wcześniej i później, rozmawiałem z wojskowymi na ten temat. Te pogawędki z pewnością rozczarowałyby większość pięknoduchów, z namaszczeniem wymawiających słowo „Ojczyzna”. Bo w tym, co słyszałem, zwykle nie było wielkich słów. „Pojechałem, bo taki był rozkaz, bo jechali koledzy, bo kariera, przygoda, chęć sprawdzenia się”. Bo – nikt nigdy nie mydlił mi oczu, bagatelizując ów argument czy nie wspominając o nim – „niezła kasa”.
Jaka? Zakładając maksymalne stawki – od 10 tysięcy złotych w przypadku szeregowca do ponad 21 tysięcy dla generała (szczegóły w tabelce poniżej). Do tego pensja w kraju oraz darmowy wikt, opierunek i kwaterunek. Porównując do średnich zarobków w Polsce, dużo – z tym nie ma co dyskutować.
Mnie jednak uderza znaczna dysproporcja między wynagrodzeniem szeregowca i generała. Rozumiem ideę lepszego nagradzania tych, którzy więcej czasu i uwagi poświęcili edukacji, mają (jeśli mają…), odpowiednie cechy charakteru i dowódczy talent, ale na wojnie płaci się również za ryzyko. W Afganistanie, jak w przypadku każdego konfliktu, najwięcej czasu w polu spędzają szeregowi, podoficerowie i młodsi oficerowie. Co ryzykują oni, a co ich najwyższy rangą dowódca? Ten pierwszy – podejmując niewłaściwe decyzje – może sobie złamać karierę, pójść w odstawkę, w najgorszym razie trafić do więzienia. Lecz te ryzyka dotyczą również jego podwładnych (patrz Nangar Khel), a co więcej – bledną w obliczu możliwości utraty życia, obecnej na każdym patrolu, na każdym metrze potencjalnie zaminowanego terenu, w każdej wiosce, w której czaić się może zasadzka.
Z tej perspektywy te 10 tysięcy złotych nie wydaje się zbyt wygórowanym uposażeniem. A dodać trzeba, że mówimy o kwotach maksymalnych – realne mogą być o kilkaset złotych niższe.
Jak widać na załączonej tabeli, uposażenie misjonarza składa się z pięciu zmiennych. Podstawą do jego wyliczenia jest 2500 złotych – tyle bowiem wynosi najniższa pensja żołnierza zawodowego w Polsce. Najważniejsza zmienna to tzw.: stawka należności zagranicznej, wyliczana z zastosowaniem mnożnika, innego dla każdego stopnia – od 1,5 (razy 2500 złotych) dla szeregowca, do 6,00 (razy 2500 złotych) dla najwyższego rangą generała.
Kolejna zmienna to obligatoryjny dodatek wojenny, wynoszący 3 proc. kwoty bazowej za każdy dzień, co w skali miesiąca daje 2250 złotych. Przysługuje on wszystkim żołnierzom (i pracownikom cywilnym), przebywającym w tzw.: „strefie”, czyli rejonie, tak jak Afganistan, oficjalnie uznanym za objęty działaniami zbrojnymi.
Kolejna pozycja to zwiększenie należności zagranicznej przez MON. W tabeli zapisano, że mieści się ona w granicach od 20 do 70 procent stawki bazowej, jednak w maju 2010 roku ministerstwo obrony na sztywno ustaliło najwyższy ze wskaźników, co w skali miesiąca zwiększa uposażenie o 1750 złotych.
I na tym kończą się „pewniaki”. Zwiększenie dodatku wojennego to nic innego jak 50 złotych dziennie za zadnia wykonywane poza bazą. Ale uwaga – stawka ma wymiar dobowy i nie ma znaczenia, czy żołnierz danego dnia wyjeżdżał raz, dwa, czy trzy razy. Wiosną i latem, gdy akcji jest znacznie więcej i przeciętny żołnierz „bojówki” „opędza” nawet trzy patrole dziennie, ma to szczególne znaczenie. Niełatwo jest bowiem dobić do maksymalnej kwoty 1500 złotych z prostej przyczyny – człowiek nie może dzień po dniu pracować na najwyższych obrotach, co jakiś czas musi odpocząć.
Stratom z tego tytułu w jakiejś mierze zaradza ostatni element, z którego składa się misyjne uposażenie – zwiększenie należności zagranicznej przez dowódcę kontyngentu. I tak jeśli żołnierz spędził na realizacji zadań poza bazą do 10 godzin miesięcznie, zwiększenie ma wymiar 10 procent stawki bazowej, czyli 250 złotych. Jeśli było to do 20 godzin – odpowiednio 20 procent i 500 złotych, jeśli powyżej 20 godzin – 30 procent, czyli 750 złotych.
PS. To nie koniec wątku finansowego. Za kilka dni napiszę o podyktowanych finansami żalach „bojówki” do logistyków, tzw.: minimaksach i patrolach na niby.
Status i dodatek
Od jakiegoś czasu, także na blogu, pojawiają się informacje o tym, że zmiana statusu misji – na szkoleniową, co planowane jest w przyszłym roku – spowoduje zmniejszenie wynagrodzenia dla służących w Afganistanie wojskowych.
- Konkretnie chodzi o to, że mają nam zabrać dodatek wojenny – mówi jeden z żołnierzy przyszłej, 11 zmiany.
Czy rzeczywiście coś takiego nastąpi?
W Dowództwie Operacyjnym poinformowano mnie, że takich planów nie ma. Przy tej okazji przywołano przykład Iraku, gdzie w międzyczasie również doszło do zmiany charakteru misji, a dodatek wojenny był przyznawany do ostatniej, 10 zmiany.
A korzystając z okazji – ci z Was, którzy prosili mnie o interwencję ws. niewypłaconego wynagrodzenia za maj. Wydział księgowości DO zapewnia, że wszystkie pieniądze wyszły o czasie. W razie jakichś niejasności, prosi o indywidualny kontakt na numer telefonu 22 685-60-80.
Słabną, albo coś szykują…
Pierwsze informacje, które dotarły do mnie, nie były najlepsze – „mamy kilku rannych po wjechaniu na IED”. Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle…
Do ataku doszło wczoraj wieczorem w dystrykcie Qarabagh, gdzie Polacy ze Zgrupowania Bojowego Bravo wspierali operację afgańskiej armii. „Ajdik” wybuchł pod jednym z MRAP-ów. Wybuch nie zniszczył pojazdu doszczętnie, ale solidnie wytarmosił załogę – początkowo wydawało się, że pięciu żołnierzy jest poważnie połamanych. Dziś – jak zapewniono mnie w Dowództwie Operacyjnym – wiadomo już, że są „tylko” poobijani. I że za kilka dni wrócą do służby.
Co może zaskakiwać – przy tej okazji nie doszło do wymiany ognia. „Ajdik” z reguły jest wstępem do zasadzki, tymczasem ostatnio ów schemat coraz częściej się nie potwierdza.
- Pułapka, czy ostrzał z rakiet lub moździerzy zaczyna i kończy sprawę. Talibowie wyraźnie starają się unikać otwartej walki z nami – dzieli się spostrzeżeniami oficer z polskiego dowództwa.
Czyżby słabli? To przypuszczenie zdaje się potwierdzać fakt, że do tej pory, z roku na rok, liczba incydentów, do których dochodzi wiosną i latem, systematycznie rosła. Obecnie nadal jest ich dużo (kilka dziennie), ale ich liczba utrzymuje się na porównywalnym poziomie co przed rokiem.
- Mamy dopiero połowę czerwca – studzi moje nastroje wojskowy, przypominając, że do końca września, czyli okresu wzmożonych walk, zostało jeszcze sporo czasu. – Może więc rzeczywiście słabną, a może tak jak my się rotujemy, tak oni się przegrupowują.
I szykują coś grubszego…
PS. Dzisiaj w Warriorze – w tzw.: wąwozie, przez który wjeżdża i wyjeżdża się z bazy – doszło do twardego lądowania jednej z “24-tek”. Z oficjalnych informacji wynika, że zawiniły warunki atmosferyczne – silny, boczny wiatr – oraz że śmigłowiec uległ lekkiemu uszkodzeniu. Tymczasem zniszczenia są poważniejsze i nie jest pewne, czy Mi wróci do służby. Wedle relacji świadków, w pobliżu miejsca przyziemienia widać było ogień (choć nie płonęła sama maszyna – w wąwozie znajduje się spalarnia śmieci, być może więc wrażenie pożaru było błędne). Załodze nic poważnego się nie stało.
To już czwarty uszkodzony w Afganistanie polski Mi-24.
„Maciek” słowami kolegów
- Wiesz, my mówiliśmy na niego Maciek – wyjaśnił mi kolega poległego w czwartek Jarka Maćkowiaka. – Nie wiem, co mogę Ci powiedzieć więcej; coś mi się słowa dziś nie składają… – dodał.
Nie naciskałem. Minęło ledwie kilka godzin od śmierci „Maćka”, mój rozmówca bardzo to przeżywał.
Przeżywali również koledzy, którzy tego dnia byli z Maćkowiakiem do końca. Oto list, jaki dostałem od jednego z nich:
„Byłeś z nami przyjacielu, rano przed patrolem zanuciłeś ‘W życiu piękne są tylko chwile…’ i chyba takim bym Cię chciał zapamiętać. Strzępy obrazów, strzały, krzyk, dym, ktoś płacze, śmigłowiec wzbija tony kurzu, który przykleja się do bladych twarzy… Nie szukam winnych, bo ich po prostu nie ma, nie szukam nawet zemsty, staram się sobie jakoś to wytłumaczyć, zrozumieć. Ja wiem, że śmierć jest wpisana w żołnierski fach, wiem, że to jest wojna, ale dlaczego akurat Ty? Dlaczego musieliśmy patrzeć, jak odchodzisz, dlaczego, po prostu, nie wejdziesz do pokoju i nie zapytasz ‘co słychać’! Byłeś zawsze, gdy Cię potrzebowaliśmy, a służba z Tobą to prawdziwy zaszczyt i honor”.
Dalej zacytowano ulubioną kwestię „Maćka” z filmu „Helikopter w ogniu”: „Jak wrócę do domu, ludzie będą mnie pytać, dlaczego to robisz? Wojna Cię kręci? Nie powiem ani słowa. Dlaczego? Bo tego nie zrozumieją, nie zrozumieją, dlaczego to robimy, nie zrozumieją, że tu chodzi o kolegę – tylko to się liczy…”.
„Maciek” – wszystko na to wskazuje – zasłużył na pamięć kolegów, z którymi służył w Afganistanie. Zresztą, niech sami dadzą temu wyraz:
„Zawsze pierwszy z gotowym rozwiązaniem każdego problemu, prawdziwy żołnierz z krwi i kości, dla którego wojsko było całym życiem. Nigdy Cię nie zapomnimy” – Graczu.
„Najlepszy dowódca, jakiego miałem, wspaniały człowiek. Będzie nam go brakowało” – Bogdan.
„Wspaniały dowódca, bardzo dobry przyjaciel” – Kusterix.
„Maćko, byłeś bardzo dobrym żołnierzem i fajnym kolegą” – Z.G. Beny.
„Zawsze pierwszy, zawsze ze mną, zawsze w pamięci. Trzymaj się stary” – Ziemek.
„Kochał FC Barcelonę” – Gardziel.
„Prawdziwy dowódca i przyjaciel, godny wzór do naśladowania” – Sosna.
„Co mogę powiedzieć? Jaki był Maciek? Kto go znał, bardzo dobrze wie. Niech żałują tylko Ci, którzy nie mieli przyjemności go poznać” – Kowal.
„Najlepszy dowódca, najlepszy żołnierz, z jakim służyłem w 17 WBZ„ – Skuzik.
„Świetnie wyszkolony, wojsko było dla niego pasją, zawsze na pierwszej linii. Doskonały żołnierz” – Prunio.
„Dobry kolega, świetnie wyszkolony, najlepszy żołnierz z jakim służyłem w 17 WBZ” – Orzech.
„Najlepszy dowódca, z jakim miałem przyjemność pracować, wspaniały kolega i człowiek. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu!” – Roman.
„Był, jest i zawsze będzie w naszych sercach” – Łuki.
„Cześć jego pamięci” – Alex.
„Zawsze będziesz w naszej pamięci” – Szczychu.
„O takich jak Ty się nie zapomina” – Pestek.
„Żegnaj Maciek, byłeś dobrym kolegą” – Wilk.
„Maciuś, byłeś mym pierwszym i najlepszym dowódcą. Żegnaj, zawsze pozostaniesz w mojej pamięci” – Kali.
„Codziennie uśmiechnięty i pełen życia. Takiego go zapamiętam” – G.W.
„Żegnaj Maciek. Szkoda, że już nie ma Cię między nami” – Szczepan.
„Żegnaj kolego” – Mayday.
„Żegnaj kolego, kibicu… Spoczywaj w pokoju…” – …
„Żegnaj Maciek, byłeś dobrym i fajnym kolegą” – Z.G. Beny.
„Maciek, byłeś dobrym żołnierzem i wspaniałym kolegą. Żegnaj…” – Wodnik.
„Byłeś super kolegą, z charyzmą i z zasadami. Zawsze zostaniesz w mojej pamięci” – Chumen.
„Żegnaj dowódco. Zawsze będziesz w mojej pamięci” – Miras.
„Maćku, jesteś człowiekiem, którego nie znałem długo, lecz stwierdzam, że takich osób jak Ty nie ma za wiele. Zapamiętam Cię jako człowieka, który był zawsze uśmiechnięty, z perspektywami na przyszłość, koleżeński, bardzo odważny i pomocny. Nie żegnam się z Tobą, bo zawsze będziesz w mojej pamięci. Zawsze żywy” – M.W. Wojtek.
„Bez Ciebie to już nie ta sama misja” – Szczepaniak.
„Żegnaj Maciek, byłeś dobrym kolegą” – Taners.
„Służba z Tobą była prawdziwym zaszczytem i honorem, wspaniały żołnierzu przyjacielu i człowieku…” – Slash i Mahoney.
„Chciałem Ci pomóc. Byłem za późno” – Sosna-Chomik.
Wśród tej garści wspomnień znalazł się też cytat:
„Być zwyciężonym i nie ulec, to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach – to klęska.”
Szczęście do dziś rana
- Spokojna ta wiosna – powiedział wczoraj jeden z moich kolegów dziennikarzy, mając na myśli Afganistan.
- No nie do końca – odrzekłem, opowiadając o „kontaktach”, o których słyszałem na przestrzeni ostatnich tygodni. O tym, że jest ich nawet kilka dziennie. Przemilczanych przez MON, co stwarza iluzję spokoju. Skończyliśmy zatem rozmowę stwierdzeniem, że „chłopaki mają szczęście, skoro do tej pory nikt nie zginął”.
Do dziś rana…
Nie znam jeszcze zbyt wielu szczegółów ataku, ale z informacji, jakie do mnie docierają, wiem, że było „grubo” – jak zwykle w okolicach Giro. I jak zawsze, gdy przeciwnik używa chińskich “erpegów”.
Do samego incydentu jeszcze wrócę. Rodzinie Jarosława Maćkowiaka składam najszczersze kondolencje, zaś rannym chłopakom życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
PS. W odpowiedzi na Wasze maile – kapral Maćkowiak zmarł w szpitalu. Ranni pozostają w Ghazni. Decyzja, co z nimi dalej, ma zostać podjęta jutro.