„Czekam tu na Ciebie”
Życzmy sobie, by naszej flagi - jeśli musi powiewać nad Afganistanem - nie trzeba już było spuszczać do połowy/fot. EDI, z archiwum autora blogu
Był 25 grudnia 2009 roku. Pod wpisem na blogu poświęconym świątecznym życzeniom pojawił się post Ineski:
„Wszystkim żołnierzom będącym teraz w Afganistanie życzę przede wszystkim spokojnych świąt! (…). A Tobie kochanie – choć cztery tysiące kilometrów między nami – życzę nade wszystko spokoju ducha! Pamiętaj, że czekam tu na Ciebie z opłatkiem w ręku – z każdym dniem odległość między nami maleje, z każdym oddechem, z każdą sekunda jesteśmy bliżej siebie – na szczęście czas nie stoi w miejscu! (…)”.
Minął rok i pod kolejnym świątecznym wpisem znów mogliśmy przeczytać post Ineski:
„Wiary, która przenosi góry oraz nadziei, która nigdy nie gaśnie. Żołnierskiego szczęścia życzą Agnieszka i Tomek”.
Aga, mam nadzieję, że nie masz mi za złe tych cytatów. Wybrałem je, gdyż znakomicie ilustrują moje intencje. Chciałbym bowiem, aby wszystkie kobiety, których mężczyźni stacjonują dziś w Afganistanie, przyszłoroczne życzenia mogły złożyć w towarzystwie swoich wybranków. Ufam, że dla całej społeczności „zAfganistanu.pl” byłby to najlepszy prezent.
To jakieś fatum…
Poranne uroczystości pożegnale w Ghazni, w których udział wziął premier Donald Tusk/fot. PKW Afganistan
… Ledwie dziś rano pożegnano pięciu poległych wczoraj żołnierzy, z Ghazni przyszła kolejna zła wiadomość.
- Marcin, jutro do Polski przyleci sześć, nie pięć trumien – usłyszałem.
Niestety, nie był to żaden makabryczny żart. Popołudniu w ghaznieńskim szpitalu, na Oddziale Intensywnej Terapii, zmarł sierż. Zbigniew Biskup.
- Przyczyny śmierci naszego żołnierza są obecnie wyjaśniane przez służby medyczne Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Nie mają one związku z działaniami bojowymi. Sierżant Biskup był w trakcie leczenia szpitalnego. Rodzina została powiadomiona o zdarzeniu – mówi ppłk Mirosław Ochyra, rzecznik Dowództwa Operacyjnego.
Sierżant Biskup był starszym technikiem śmigłowca w Samodzielnej Grupie Powietrzno-Szturmowej. Miał 35 lat. Pozostawił żonę i dziewięcioletniego syna.
Śmierć w „emtiwi”
"Emtiwi" polskiego PRT. Zdjęcie z jesieni zeszłego roku - obecnie pojazdy tego typu wyposażone są w siatki ochronne przed granatami RPG, które zamontowano kilka miesięcy temu/fot. Marcin Ogdowski
Dziś rano wstrzymałem oddech, gdy dowiedziałem się o ataku na konwój PRT. Wśród cywilnych specjalistów jest moja znajoma – w takiej sytuacji trudno odgonić myśli, że coś mogło się jej stać.
Tym razem żaden z cywilów nie ucierpiał – poległa cała załoga pojazdu MaTV z plutonu ochrony PRT. Zginęli st. kpr. Piotr Ciesielski, st. szer. Łukasz Krawiec, st. szer. Marcin Szczurowski, st. szer. Marek Tomala i szer. Krystian Banach. Wszyscy z 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej.
Rodzinom poległych składam najszczersze kondolencje.
W zeszłym roku współpracowałem z PRT – to dzięki dziewczynom i chłopakom z tej formacji poznałem i obfotografowałem rozmaite zakątki Ghazni. To wówczas po raz pierwszy zetknąłem się z wozami typu MaTV. Pamiętam, że gdy po jednym z wyjazdów zdjęcie „emtiwi” zamieściłem na blogu, zaktywizowały się środowiska „branżowców”-fascynatów wojska. „To my mamy te pojazdy?” – pytali z niedowierzaniem. Mieliśmy. Pluton ochrony PRT otrzymał pięć takich wozów, wypożyczonych od Amerykanów. Cztery działały w terenie, jeden stanowił rezerwę.
Podobały mi się te, mniejsze od innych MRAPów i naszych rosomaków, pojazdy. Zwinne, szybkie, dużo łatwiej radziły sobie w ciasnej zabudowie. Tyle tylko, że miejsca w środku było w nich niewiele więcej niż w hummerze. A to skojarzenie nie bardzo mi odpowiadało – zbyt wiele wiedziałem o tym, jak „ajdik” radzi sobie z humvee. Dziś wiem już, co może zrobić z „emtiwi”…
* * *
Wracając do tematu celowości utrzymania embarga informacyjnego. Dżentelmeńska umowa między wojskiem a mediami nie jest żadną fanaberią.
Chodzi o to, by rodzina poległego dowiedziała się o jego śmierci od specjalnej delegacji – nie od postronnych osób czy właśnie z mediów. Nie bez znaczenia jest przy tym fakt, że w skład tej delegacji – pochodzącej zwykle z jednostki zabitego – wchodzi również psycholog - pisałem w “Alfabecie…”.
Takie rozwiązanie chroni też rodziny pozostałych żołnierzy, które – gdy nastąpi przeciek – dręczy natrętne pytanie: „czy to aby nie mój!?”. Ów niepotrzebny stres kończy się dopiero wraz z oficjalnym komunikatem Dowództwa Operacyjnego. Te zaś wyda oświadczenie dopiero wtedy, gdy ma potwierdzenie, że wspomniana delegacja dotarła już do rodziny poległego. Czyli, najczęściej, kilka godzin po zdarzeniu…

Polegli żołnierze/fot. PKW Afganistan
Podwójny szok
Patrol PRT na ulicach Ghazni, jesień 2010 r./fot. Marcin Ogdowski
- Stało się… Kiedyś musieli trafić porządnie… Pierwsza myśl głupia – czy to nie mój Rosiek… Jestem w szoku… Sam nie wiem, co napisać… – maila tej treści dostałem dziś od żołnierza, który kilkanaście tygodni temu wrócił z Afganistanu.
Ja również nie wiem, co napisać. Z dwóch powodów. Pierwsze wieści, jakie do mnie dotarły, mówiły o trzech zabitych. Zadzwoniłem do Dowództwa Operacyjnego.
- Wiesz Marcin, pierwsze raporty są najczęściej nieprecyzyjne – usłyszałem.
Zgadza się. Zwykle zawyża się w nich liczbę poszkodowanych. Szok, adrenalina, walka – to wszystko zaburza proces przekazywania informacji. Wiedząc o tym, miałem jeszcze nadzieję, że zabitych jest mniej. Wkrótce okazało się, że jest ich więcej. Nigdy na raz nie zginęło tylu polskich żołnierzy…
I druga sprawa – dziś w całej okazałości mogliśmy obejrzeć bezduszność mediów. Złamano bowiem embargo informacyjne.
- Nie dotarliśmy jeszcze do rodzin. Jest taka pora i taki dzień, że pewnie zajmie to kilka godzin – usłyszałem około 10.30. Była to jednocześnie oczywista prośba, by nie ujawniać informacji o śmierci żołnierzy. Tymczasem kilkadziesiąt minut później PAP podał komunikat o zdarzeniu.
- Jeszcze nie poinformowaliśmy wszystkich rodzin… – usłyszałem tuż po tym w Dowództwie Operacyjnym.
„Listy dotrą na czas”

Listy, jak na kawałek domu przystało, mają dla żołnierzy ogromne znaczenie psychologiczne/fot. Adam Roik
Wybaczcie prywatę, ale chciałbym się pochwalić. Lada moment kilkadziesiąt egzemplarzy „Alfabetu…” trafi do żołnierzy w Afganistanie. A wszystko dzięki uprzejmości Dowództwa Operacyjnego, które obiecało wygospodarować miejsce w samolocie dla kartonu książek.
A skoro o DO mowa. Kilka dni temu dostałem list od rodzin żołnierzy X zmiany. Oto on:
“Zwracamy się do Ciebie z ogromną prośbą dotyczącą zbliżających się świąt.
Jak wiadomo wprowadzone jest spore ograniczenie w wysyłaniu paczek do żołnierzy. Każdy z nich może otrzymać jedną paczkę i jest to jak najbardziej logiczne, choćby ze względów transportowych. Te z nas, które miały okazję szykować takie paczki, skupiły się głównie na tym, by w paczkach były opłatki i życzenia świąteczne.
Z prywatnego „śledztwa” wiemy, że paczki już są na terenie Afganistanu, zostały posortowane i lada chwila trafią do naszych żołnierzy.
Wszystko by było super, ale jest jedno „ale”… Z paczkami do Afganistanu poleciały też listy – głównie kartki świąteczne z opłatkiem od tych, którzy z różnych powodów nie mogli wysłać paczki (ograniczenie ilościowe – paczkę np. wysyłała rodzina, która mieszka na drugim końcu Polski). No i okazało się, że te listy owszem dotarły do Bagram ale… prawdopodobnie żołnierze dostaną je dopiero po świętach, bo nikt ich nie posortował! Czy to aż taki problem?
Nie oszukujmy się – wiadomo, że na misji jest kupa roboty i nikt tam nie pojechał na wakacje… ale czy posortowanie tych listów jest aż tak trudnym zajęciem, by nie dali rady tego zrobić przed świętami? (…).
Rozumiemy, że paczki są priorytetowe, bo można je wysyłać tylko raz podczas misji, ale jak się poczują żołnierze, którzy dostaną opłatek kilka dni po świętach? Mimo że ich żony/dziewczyny zadbały o to, by MON miał dużo czasu na dostarczenie takiego listu i wysłały go z kilku tygodniowym wyprzedzeniem…
Przypuszczamy, że będzie im jeszcze bardziej przykro niż wtedy, gdyby nie dostali ich wcale…
W imieniu żon i dziewczyn żołnierzy przebywających na X zmianie prosimy o pomoc w tej sprawie. My nie mamy takich możliwości, by dokładniej „zbadać” temat, a i nie bardzo wiemy, kogo i gdzie przycisnąć.
Liczymy na Twoją pomoc i z góry za nią dziękujemy”.
Przekazałem sprawę Dowództwu Operacyjnemu, z prośbą o interwencję. W efekcie zapewniono mnie, że listy – tak jak i paczki – trafią do żołnierzy na czas. Pozostaje mieć nadzieję, że tak się stanie.