“Grunt to wsparcie z kraju…”
… taki tytuł nosi list, który otrzymałem od kolegi, służącego w Afganistanie. Jak pewnie się domyślacie, jest w tym nagłówku przewrotność podszyta dużą dawką goryczy…
Ale do rzeczy:
„Na początku myśleliśmy, że to jakieś jaja” – pisze ów kolega, na co dzień żołnierz 6 Brygady Powietrznodesantowej, stanowiącej trzon obecnej zmiany kontyngentu. „Żadnemu z nas do łba by nie przyszło, że ktoś szyje nam takie portki. Człowiek nadstawia dupę w Afganie, a w kraju zastanawiają się, jakby mu tu zlikwidować miejsce pracy. Szok…”.
Tę reakcje wywołały informacje o planach Sztabu Generalnego, wedle których krakowska brygada miałaby ulec rozwiązaniu. Ocalałyby jedynie jej komponenty bojowe, które weszłyby w skład 1 Brygady Powietrzno-Manewrowej, zbudowanej w oparciu o istniejąca już 25 Brygadę Kawalerii Powietrznej. Kilkaset osób straciłoby pracę, wiele musiałby się przenieść z Małopolski i Śląska w okolice Tomaszowa Mazowieckiego.
Na szczęście to tylko koncepcja urzędników w mundurach, która – tak przynajmniej deklaruje szefostwo MON – nie ma szans na realizację. Szkoda tylko, że wysłanemu na wojnę wojsku po raz kolejny zafundowano strzał w plecy. Bo czymże innym jest wywołanie wśród misjonarzy poczucia zagrożenia, dotyczącego elementarnych spraw – pracy i miejsca zamieszkania?
A korzystając z okazji – na blogu pojawiły się pytania o paczki dla żołnierzy. Z moich ustaleń wynika, że możliwość ich przesłania pojawi się dopiero w sierpniu. Sierpień – wbrew plotkom krążącym w kontyngencie – nie będzie ostatnim miesiącem służby dla żołnierzy stacjonujących w Vulcanie. Afgańskie plany zagospodarowania terenu bazy są, lekko mówiąc, bardzo odległe, nikt więc nikogo nie będzie przedwcześnie rotował.
Zamiast słów: Groźnie i pięknie
Surowe i groźne piękno Afganistanu było już nie raz przedmiotem zainteresowania na tym blogu. Ale świetnych fotek nigdy dość.
Te, prezentowane dziś, powstały w ciągu ostatnich kilku dni – podczas operacji „Shamshir II West” (wiem, wiem – ci, którzy w wojsku wymyślają kryptonimy, żyją w jakieś innej rzeczywistości…).
Miłego oglądania!
Dziewczyny – dobrze, że jesteście
Wezwanie przyszło nieoczekiwanie – gdy siedzieliśmy w ambulatorium, rozmawiając przy kawie o jakichś mało istotnych rzeczach.
- Na bramę przywieźli jakiegoś rannego Afgańca z ANY – mówił jeden z pielęgniarzy, stacjonujących w Warriorze. Chwilę później medyczny rosomak z ekipą ratowników był już na miejscu.
Młody, najwyżej 20-letni chłopak, cierpiał – widać to było po jego twarzy. Na której, obok bólu, rysował się też głęboki niepokój. Jak później wyjaśnił, bał się, że straci stopę. A ta rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. Rana nie była urazem bojowym – żołnierz miał wypadek, w wyniku którego śródstopie prawej nogi zostało zmiażdżone.
Chłopaka błyskawicznie wniesiono do wozu, który ruszył w kierunku szpitala. Nim tam dotarł, przez kilka minut obserwowałem wspaniałą pracę trójki medyków, którzy oczyścili ranę, usztywnili stopę i podali znieczulenie pojękującemu żołnierzowi. Wiem, że to wytrenowana postawa, niemniej spokój, z jakim to wszystko robili, bardzo mi imponował. Zwłaszcza u Andżeliki, jedynej w tej grupie kobiety, która po wszystkim – choć niewiele starsza – potraktowała chłopaka z iście matczyną troską, gładząc go po głowie…
Nie bez powodu wspominam sytuację, której byłem świadkiem w marcu tego roku. Dziś bowiem jest Dzień Pielęgniarki i obok tysięcy kobiet w Polsce, swoje święto ma też kilkanaście dziewczyn stacjonujących w Afganistanie. Rzadko się o nich mówi i pisze, tak zresztą, jak o pozostałych członkach służb medycznych. Tymczasem bez tych ludzi trudno wyobrazić sobie normalne funkcjonowanie kontyngentu.
Korzystam więc z okazji, by o tym wspomnieć. I w imieniu wszystkich „złożonych do kupy” dzięki ofiarnej pracy, podziękować – dziewczyny, dobrze, że jesteście!
Zamiast słów: Wspomnienie pewnej zimy
Wybaczcie, że nie piszę ostatnio o rzeczach bieżących – wkrótce się to zmieni. Póki co chciałbym Wam zaprezentować galerię zdjęć Łukasza Widziszowskiego, świetnego fotografa, który był w Afganistanie zimą zeszłego roku.
Tych, którzy poczują niedosyt, odsyłam do profilu blogu na Facebooku – zamieściłem tam już kilka innych zdjęć Łukasza, niebawem pojawią się kolejne.