Rejestracja | Logowanie »


W prowincji Ghazni wciąż giną żołnierze

107 komentarzy | 08 stycznia 2013
Hełm na karabinku - tak żegnają poległych kolegów żołnierze/fot. Adam Roik

Hełm na karabinku - tak żegnają poległych kolegów żołnierze. Zdjęcie archiwalne/fot. Adam Roik

- W liceum wziął się za grę w piłkę nożną i potraktował to bardzo poważnie – opowiadał reporterowi „Associated Press” ojciec jednego ze szkolnych kolegów Christophera Mosko. – Zawsze pierwszy na boisku, schodził z niego jako jeden z ostatnich.

„Sympatyczny, pracowity, dający z siebie wszystko. A przy tym mający silne poczucie wspólnoty” – tak scharakteryzował Mosko dyrektor licealnego chóru, George Utphall.

Działo się to kilka dni po śmierci 28-letniego porucznika, zabitego przez przydrożną minę pułapkę. W incydencie z 26 kwietnia 2012 roku – o którym informacji próżno by szukać w polskich mediach – zginęło jeszcze dwóch innych amerykańskich żołnierzy – sierżanci Brandon Eggleston i Dick Lee Jr. A rzecz działa się w prowincji Ghazni. W „naszej” prowincji.

Ostatnio wielokrotnie słyszałem opinie o tym, że w Afganistanie doszło do jakiegoś zasadniczego przełomu. Że jest znacznie spokojniej, skoro przez cały ubiegły rok nie straciliśmy ani jednego żołnierza. Bardzo bym chciał, by tak było, ale nie dajmy się zwieźć pozorom. To, że nasze służby prasowe nie muszą informować o kolejnych zabitych, nie znaczy niestety, że ich tam nie ma. Bo ludzie ciągle giną – tyle że Amerykanie. W ubiegłym roku w prowincji Ghazni życie straciło 23 amerykańskich żołnierzy.

Ginęli w południowej części strefy, którą w marcu 2012 roku oddaliśmy pod nadzór US Army. Jak sierżant Kyle Osborn, poległy 13 września w Moqurze. Jak piloci Mathew Fazzari i Scott Pace, zestrzeleni w okolicach Karabachu, gdy pociski karabinu przeciwlotniczego DszK dosięgły ich Kiowę. Albo sierżant Jacob Schwallie oraz szeregowcy Chase Marta i Dustin Gross, zabici przez IED w cieszącym się złą sławą wśród Polaków Giro.

Śmierć dosięgała Amerykanów także w ciągle jeszcze „naszej” części strefy. Dość wspomnieć sierżantów Jose Reyesa i Daniela Rodrigueza, zabitych 18 lipca w Ghazni, czy poległego dzień później – również w „Gazowni” – kaprala Darriona Hicksa.

Czy w tej sytuacji można mówić o jakimś zasadniczym przełomie? Raczej o szczęściu Polaków, któremu pomogło ograniczenie działań, wynikające z redukcji kontyngentu oraz zapobiegliwość, przejawiająca się tym, że każdy patrol wyrusza do akcji w towarzystwie saperów.

*          *          *

A korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy nominowali mnie do tegorocznej nagrody Buzdyganów. Trwa głosowanie, więc dopiero zobaczymy, jak to się skończy. Tak czy inaczej, znaleźć się w jednym szeregu z pilotką myśliwca i wiceministrem obrony, to już wyróżnienie.

Żołnierze z RCP to grupa najwyższego ryzyka. Ghazni, lato 2012/fot. Marcin Gil

Żołnierze z RCP to grupa najwyższego ryzyka. Ghazni, lato 2012/fot. Marcin Gil