Rejestracja | Logowanie »


Uda się albo nie uda…

4 komentarze | 31 października 2013
Chwila przerwy podczas "wąsów"/fot. Marcin Ogdowski

Chwila przerwy podczas "wąsów"/fot. Marcin Ogdowski

“(…) Wieczorem oglądam zdjęcia z patrolu, słuchając – jak wielu wojskowych w Ghazni – rosyjskiej i ukraińskiej muzyki. Takiej duszoszczypatielnej, poświęconej młodym radzieckim żołnierzom, którzy w latach osiemdziesiątych XX wieku walczyli w Afganistanie. Klimat słynnej „9 kompanii” – zresztą w części klipów przewijają się kadry z tego filmu. „Afganistan, piękny górski kraj/Afganistan, przeklęty górski kraj” – wyrzuca z siebie pełnym ekspresji głosem niejaki Aleksandr Korieniugin.

Uśmiecham się – gdy Armia Radziecka wkraczała do Afganistanu, życzyliśmy jej jak najgorzej. A potem kibicowaliśmy afgańskim bojownikom. Dziś nasi żołnierze wzruszają się muzycznymi wspomnieniami, poświęconymi rosyjskim weteranom. I – w jakiejś mierze – utożsamiają się z ich losem. Ot, chichot historii”.

To fragment reportażu mojego autorstwa, pt.: “Wąsy – chodzenie wysokiego ryzyka”, który publikuję na rodzimym portalu INTERIA.PL. Zachęcam do lektury całości tekstu.

Nie ma jak u “sojusznika”…

50 komentarzy | 25 października 2013
C-130, zdjęcie ilustracyjne/fot. Bartek Bera

C-130, zdjęcie ilustracyjne/fot. Bartek Bera

- Wiesz, to dlatego się ciągle powtarza, bo nikt o tym nie mówi, nikt się na to nie skarży… – usłyszałem wczoraj od kolegi-oficera WP. Rozmawialiśmy o moim ostatnim wyjeździe do Afganistanu, a cytowane słowa padły jako komentarz do opowieści o międzylądowaniu w Gruzji.

Może zatem warto o tym napisać…

W „Ostatnim świadku” znajduje się scena gremialnego sikania na pas postojowy lotniska w Tbilisi – jest to realizacja potrzeb fizjologicznych z jednej strony, z drugiej zaś, rodzaj protestu wobec sposobu, w jaki Gruzini traktują przelatujących tranzytem Polaków. Na czas tankowania nie wolno im oddalać się od samolotu – nie ma mowy o użyczeniu jakiegoś pomieszczenia socjalnego, gdzie można by kupić kawę i – przede wszystkim – skorzystać z toalety. Ta ostatnia czynność ma kluczowe znaczenie, gdy człowiek odbywa właśnie kilkunastogodzinny lot samolotem, wyposażonym w spartańską, hmm… toaletę.

Nie wymyśliłem tej historii – to projekcja doświadczeń moich i wielu innych osób, którym dane było międzylądować w gruzińskiej stolicy przy okazji lotów nierotacyjnych.

Gdy zatem kilka dni temu „mój” herkules podchodził do lądowania w Tbilisi, nie spodziewałem się zbytniej gościnności. Mimo to i tak czułem irytację. Kto sikał w rurę na pokładzie C-130, ten dobrze wie, o czym piszę. A dodam, iż na pokładzie „naszej” maszyny znajdowały się również kobiety.

Tuż po wylądowaniu okazało się, że poszło ku lepszemu. Dostaliśmy autokar i możliwość wyjazdu do toalety – w grupach po dziesięć osób. Oczywiście z „opiekunem”. To było kolejne ciekawe doświadczenie – wywieziono nas gdzieś na opłotki lotniska, do WC, które okazało się obrzydliwym wychodkiem, mocno dotkniętym zębem czasu i niezbyt częstym sprzątaniem.

Cóż, wracaliśmy z Afganistanu, więc nikt nie oczekiwał wygód, ale…

Ale między nami był generał Wojska Polskiego, dowódca rodzaju sił. Fakt, że w cywilu. Że unikający uprzywilejowanego traktowania, ale mimo wszystko…

Mniejsza jednak o to – szarża czy nie, każdy zasługuje na minimum przyzwoitości w traktowaniu. Zwłaszcza, gdy ląduje w kraju deklarującym sojusznicze więzi. Szczególnie, gdy międzylądowanie kosztuje 38 tysięcy dolarów, z których “tylko” 17 tysięcy to cena paliwa.

To na razie tyle…

11 komentarzy | 21 października 2013
Po trzech dniach pobytu na "ersołaju" - ogromnym namiotowisku, na które trafia rotujące się wojsko - w towarzystwie niemal 150 osób zamieszkujących "mój' namiot...

Po trzech dniach pobytu na "ersołaju" - ogromnym namiotowisku, na które trafia rotujące się wojsko - w towarzystwie niemal 150 osób zamieszkujących "mój" namiot...

... i po 10-godzinach lotu Herkulesem Polskich Sił Powietrznych, wróciłem do kraju. Wszystkim, którzy przez ostatnie tygodnie - w charakterze czytelników - towarzyszyli mi w mojej wyprawie, serdecznie dziękuję. Przyjdzie jeszcze czas na podsumowania, ale póki co pozwolę sobie na odrobinę odpoczynku/fot. (obie) Marcin Ogdowski

... i po 10-godzinach lotu Herkulesem Polskich Sił Powietrznych, wróciłem do kraju. Wszystkim, którzy przez ostatnie tygodnie - w charakterze czytelników - towarzyszyli mi w mojej wyprawie, serdecznie dziękuję. Przyjdzie jeszcze czas na podsumowania, ale póki co pozwolę sobie na odrobinę odpoczynku/fot. (obie; wybaczcie, że komórką) Marcin Ogdowski

Zamiast słów: Przedmioty

7 komentarzy | 19 października 2013
- Nie, nie będę na nią szczać – celowniczy „pekaśki” puścił oczko. – Dojdzie do siebie sama, na powietrzu – dodał, układając rozgrzaną lufę na skrzynce amunicyjnej. Doszła. Karabin PK to broń używana zarówno przez Polaków, jak i rebeliantów. Obie strony zmagają się więc z jej niedoskonałościami – zacięciami i szybko przegrzewającą się lufą. Ale sprawna, ma okrutną skuteczność – obok pieszczotliwej „kaśki”, cieszy się też mianem „kosiarki”…

- Nie, nie będę na nią szczać – celowniczy „pekaśki” puścił oczko. – Dojdzie do siebie sama, na powietrzu – dodał, układając rozgrzaną lufę na skrzynce amunicyjnej. Doszła. Karabin PK (i jej lokalne odmiany) to broń używana zarówno przez Polaków, jak i rebeliantów. Obie strony zmagają się więc z jej niedoskonałościami – zacięciami i szybko przegrzewającą się lufą. Ale sprawna, ma okrutną skuteczność – obok pieszczotliwej „kaśki”, cieszy się też mianem „kosiarki”…

Po naciśnięciu spustu rozlega się niepozorne „plump” – tak działa amunicja używana do granatników podczepianych pod beryle. „Robi robotę” – zapewniali mnie żołnierze, zadowoleni z posiadania takiej broni. Dla tych po drugiej stronie lufy to najgorsza z możliwych recenzji…

Po naciśnięciu spustu rozlega się niepozorne „plump” – tak działa amunicja używana do granatników podczepianych pod beryle. „Robi robotę” – zapewniali mnie żołnierze, zadowoleni z posiadania takiej broni. Dla tych po drugiej stronie lufy to najgorsza z możliwych recenzji…

A na bojówce bez zmian – duża część żołnierzy rzuca w kąt etatowe wyposażenie i kupuje własne. Na przykład hełmy. W tej sytuacji naszywka „Poland” zyskuje dodatkowe znaczenie – pozwala zidentyfikować jako jedną formację owo na poły partyzanckie wojsko.

A na bojówce bez zmian – duża część żołnierzy rzuca w kąt etatowe wyposażenie i kupuje własne. Na przykład hełmy. W tej sytuacji naszywka „Poland” zyskuje dodatkowe znaczenie – pozwala zidentyfikować jako jedną formację owo przypominające nieco partyzantkę wojsko.

Buty pochodzące z dwóch różnych par – symbol biedy panującej w tym kraju. Ich właścicielem był afgański mężczyzna, pasterz. Bardzo chciał mnie nakłonić, bym oddał mu swoje obuwie…

Buty pochodzące z dwóch różnych par – symbol biedy panującej w tym kraju. Ich właścicielem był afgański mężczyzna, pasterz. Bardzo chciał mnie nakłonić, bym oddał mu swoje obuwie…

Lecz nawet tak biedni ludzie mają skarby – chłopak, posiadacz owego pierścienia, ostentacyjnie się nim chwalił. Nalegał, bym zrobił mu zdjęcie, tak skadrowane, by znalazła się na nim ta biżuteria. W takich chwilach żałuję, że moja lustrzanka to nie polaroid – że nie mogę na miejscu wydrukować fotografii i wręczyć jej swoim bohaterom.

Lecz nawet tak biedni ludzie mają skarby – chłopak, posiadacz owego pierścienia, ostentacyjnie się nim chwalił. Nalegał, bym zrobił mu zdjęcie, tak skadrowane, by znalazła się na nim ta biżuteria. W takich chwilach żałuję, że moja lustrzanka to nie polaroid – że nie mogę na miejscu wydrukować fotografii i wręczyć jej swoim bohaterom.

W Polsce trafiające na pogotowie dziecko dostaje zwykle jakąś maskotkę – coś, co zajmie jego uwagę, odciągnie od skaleczenia i bólu. Co w jakiejś mierze zrekompensuje stratę. Sześcioletni Muhammad dostał puszkę coca-coli. Była zimna i tak samo czerwona, jak krew na palcach malca.

W Polsce trafiające na pogotowie dziecko dostaje zwykle jakąś maskotkę – coś, co zajmie jego uwagę, odciągnie od skaleczenia i bólu. Co w jakiejś mierze zrekompensuje stratę. Sześcioletni Muhammad dostał puszkę coca-coli. Była zimna i tak samo czerwona, jak krew na palcach malca.

Z fajertestami jest tak, że zawsze przyciągają uwagę miejscowych. Afgańczycy – tak bardzo nawykli do zagrożeń – gdyby mogli, weszliby żołnierzom pod lufy. Zwykle nie wystarczają gesty – dopiero strzały w powietrze pozwalają odgonić zbieraczy amunicyjnego złomu. Uciekają, czasem zostawiając za sobą takie pamiątki…/fot. (wszystkie) Marcin Ogdowski

Z fajertestami jest tak, że zawsze przyciągają uwagę miejscowych. Afgańczycy – tak bardzo nawykli do zagrożeń – gdyby mogli, weszliby żołnierzom pod lufy. Zwykle nie wystarczają gesty – dopiero strzały w powietrze pozwalają odgonić zbieraczy amunicyjnego złomu. Uciekają, czasem zostawiając za sobą takie pamiątki…/fot. (wszystkie) Marcin Ogdowski

Miało być o Mi-17…

11 komentarzy | 18 października 2013
Stanowisko strzelca bocznego Mi-17.

Stanowisko strzelca bocznego Mi-17.

… więc jest.

Dostało mi się od Czytelników, że jak poświęcam uwagę śmigłowcom, to tylko Mi-24. Że wyłącznie „dwudziestki-czwórki” fotografuję. Zapominając o koniach roboczych kontyngentu, czyli transportowych Mi-17.

Które przecież – to jeden z argumentów – zostaną tu dłużej niż bojowe „hokeje”, lada moment pakowane i odsyłane do domu.

Nie zapominam.

Tych kilka zdjęć powstało na przełomie ostatnich tygodni.

PS. Temat wpisu nie przypadkiem jest lotniczy. Dziś w nocy przerzucono mnie z Ghazni do Bagram. Pierwszy odcinek drogi powrotnej do kraju zaliczony.

„Oczka” – jeden z najbardziej rozpoznawalnych akcentów transportowej części Samodzielnej Grupy Powietrzno-Szturmowej.

„Oczka” – jeden z najbardziej rozpoznawalnych akcentów transportowej części Samodzielnej Grupy Powietrzno-Szturmowej.

Startująca z polskiego helipadu w Ghazni „siedemnastka”.

Startująca z polskiego helipadu w Ghazni „siedemnastka”.

Gdzieś między Bagram a Ghazni.

Gdzieś między Bagram a Ghazni.

Póki pozwalają na to warunki pogodowe, Mi-17 latają z – jak to zwykło się mówić – „otwartymi dupami” (zimą montuje się i zamyka tylne rampy). Miejsce z tyłu zajmuje wówczas dodatkowy strzelec/fot. (wszystkie) Marcin Ogdowski

Póki pozwalają na to warunki pogodowe, Mi-17 latają z – jak to zwykło się mówić – „otwartymi dupami” (zimą montuje się i zamyka tylne rampy). Miejsce z tyłu zajmuje wówczas dodatkowy strzelec/fot. (wszystkie) Marcin Ogdowski