“Afganistan jest w nas”
Dziś nietypowo – wpis bowiem nie będzie poświęcony bieżącej sytuacji w Afganistanie. Ale czasem tak trzeba, zwłaszcza, gdy chodzi o wydarzenie godne polecenia.
A takim jest – bez wątpienia – wystawa fotografii Maksymiliana Rigamontiego pt.: “Afganistan jest w nas”.
Maks to doświadczony fotoreporter, który przez wiele tygodni na przełomie lat 2009-2013, towarzyszył polskim żołnierzom w ich codziennym życiu u podnóża Hindukuszu. Zdjęcia, które w tym czasie powstały, znakomicie oddają istotę afgańskiej misji. Dla zainteresowanych tematem – lektura obowiązkowa.
Premiera wystawy już za tydzień – 3 grudnia, w Galerii Studio, w warszawskim Pałacu Kultury. Początek wernisażu o godz. 19.30.
Wystawa w tym miejscu będzie otwarta do 24 stycznia 2014 roku. Raz jeszcze polecam!
Więcej informacji na stronie Maksymiliana Rigamontiego.

Fot. (wszystkie) Maksymilian Rigamonti. Na prośbę autora informuję o bezwzględnym zakazie kopiowania fotografii
“Ratownicy też robią robotę”
Zdjęcia powstały w trakcie patrolu z żołnierzami ZB Alfa, w październiku br.
Będąc jeszcze w Afganistanie dostałem list od paramedyka, który służył w Afganistanie na jednej z poprzednich zmian.
“Piszesz Marcin o saperach, lotnikach, wcześniej o ganerach, a nas, ratowników medycznych, jakbyś nie widział. A przecież też robimy tam robotę”.
To prawda. Bez paramedyków poza bazę nie wyjedzie żaden patrol. Zresztą nikt chyba takiego ryzyka by nie podjął – ja w każdym razie bałbym się jak diabli. Napisałem o tym Czytelnikowi, obiecując jakiś materiał.
Przyszedł czas na spełnienie prośby.
I przy okazji – szacunek, Panie i Panowie ratownicy.
Wówczas para ratowników zmuszona była udzielić pomocy afgańskiemu policjantowi
Wspominałem o tym we wpisie "Zamiast słów: Z Alfą na ogródkach"
Funkcjonariusz nie był ofiarą starcia, a wypadku komunikacyjnego
"Zaopatrzony medycznie" (jak zwykło się to mówić w fachowym języku), otrzepał się i pojechał dalej. Całe zdarzenie było ledwie "drobnicą" w porównaniu z tym, z czym zdarza się mierzyć ratownikom - poważnymi ranami na skutek ostrzałów i wybuchów min. Co nie zmienia faktu, że reakcja była profesjonalna. Jak zawsze.../fot. (wszystkie) Marcin Ogdowski
O IED inaczej
Akcję poprzedziło rozpoznanie z powietrza, przy użyciu BSR-a/fot. Marcin Ogdowski
W ciele mężczyzny znaleziono niemal dwieście kul. Ale to nie one odebrały mu życie – Afgańczyk zginął od razów zadanych kijami i kamieniami. Taki epilog miały wydarzenia sprzed kilkunastu dni, do jakich doszło w leżącym w prowincji Ghazni dystrykcie Andar.
Zaczęło się jeszcze bardziej tragicznie – od eksplozji miny-pułapki, która zabiła osiemnaście osób. Czternaście kobiet, trzech mężczyzn i jedno dziecko. A pięć nieletnich dziewcząt zraniła. Wszyscy oni wracali busem z przyjęcia weselnego.
Do ataku nie przyznała się żadna zbrojna grupa i to zapewne ów fakt ośmielił mieszkańców wioski – przy której doszło do ataku – do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę. O winie ukamienowanego mężczyzny przesądził fakt, że nieopodal jego domu znaleziono urządzenie do zdalnego odpalenia IED.
Kilkanaście dni temu pytaliście mnie, czy cywilni Afgańczycy też padają ofiarą ataków przy użyciu „ajdików”. Oto odpowiedź… Zwykle giną lub zostają ranni przez przypadek, co nie zmienia faktu, że bojownicy specjalnie się tym nie przejmują.
A skoro o rebeliantach i minach-pułapkach mowa – tuż przed wylotem z Afganistanu brałem udział w akcji przeszukania kalaty, którą zwiad lotniczy wytypował jako możliwe miejsce produkcji IED. To jej poświęcona jest ta galeria.
Zgodnie z prawem, w akcji musieli wziąć udział afgańscy policjanci. To na nich spoczywał obowiązek otwarcia bramy (właściciel posesji gdzieś się zapodział...). Jak widać, przygotowali się do tego właściwie.../fot. Marcin Ogdowski
... ostatecznie do wyłamania kłódki posłużyła swojska breszka, wyciągnięta z Rosomaka/fot. Marcin Ogdowski
Na teren posesji weszło kilku żołnierzy i zaczęło się przeszukiwanie pomieszczeń.../fot. Marcin Ogdowski
... oraz tworzenie dokumentacji na temat znajdywanych przedmiotów. Kalata okazała się "czysta"/fot. Marcin Ogdowski
Nad bezpieczeństwem ludzi pracujących wewnątrz cały czas czuwała obstawa/fot. Marcin Ogdowski