Rejestracja | Logowanie »


Jak nie umrzeć… z nudów

01 grudnia 2010

„In coming!” – rozlega się z megafonu. Pędzimy do najbliższego schronu, który momentalnie wypełnia się ludźmi.

- Ooo, kolega nawet hełm zdążył zabrać… – śmieje się jeden z żołnierzy na widok innego.

Siedzimy na drewnianych ławeczkach i czekamy na odgłosy wybuchów. Niektórzy palą papierosy, inni bawią się gierkami w komórkach. Jest gwarno, co chwila pada jakiś dowcip – czuć, że humory dopisują. Przecież jesteśmy w Bagram, a tu – takie panuje przekonanie – nic nie ma prawa nam się stać.

„All clear, All clear!” – drze się głos z megafonu. Nie słyszeliśmy żadnych eksplozji – albo ich w ogóle nie było, albo pociski spadły na jakiś inny fragment bazy.

- No panowie, idziemy dalej się nudzić – kwituje całą sytuację czekający na samolot do Polski chorąży.

Tak…

W Bagram można pójść do „pieksu” – sklepu z elektroniką i wyposażeniem wojskowym, sprzedawanym po bardzo korzystnych cenach. Można pochodzić po „hadżi”, jak Polacy nazywają targowisko, gdzie wystawiają się lokalni kupcy. Można odwiedzić DiFAC – północny, południowy, pod dachem, pod namiotem – by skosztować kolejnych odmian „czikenów”. Można też postać „na fajce”, lub pójść do klubu żołnierskiego i kijem od miotły pograć w bilard. Albo skorzystać z Internetu, który w bagramskiej kafejce doprawdy uczy cierpliwości.
A zaliczywszy wszystkie te atrakcje można iść do… „pieksu”, na „hadżi”, na DiFAC. Po raz drugi, trzeci i czwarty – byle tylko nie umrzeć z nudów.

Ot, całe Bagram – ostatni przystanek w drodze do domu.

Polacy nie prowadzą z Bagram działalności operacyjnej, ale dla amerykańskich sił powietrznych jest to regularna baza/fot. Marcin Ogdowski

Polacy nie prowadzą z Bagram działalności operacyjnej, ale dla amerykańskich sił powietrznych jest to regularna baza/fot. Marcin Ogdowski





15 komentarzy do “Jak nie umrzeć… z nudów”

  1. Największy pech misjonarza? Zginąć w ostrzale Bagram. Taki czarny humor, usłyszany od “bywalców”.


  2. ech, wiecie co? Wraca do Polski mój mąż teraz… kŧory jednak zażyczył sobie, żeby mnie już więcej nie widzieć, kiedy dzwonil z Afgana. I on tam sobie rzuca zartami, a ja spędzę pierwsze święta po wielu wielu latach bez niego….nie wiem nawet, dlaczego tak ma być. Zostawił mnie jednego dnia z pracą na pół etatu i długami. Bez slowa. I niech ktos powie, ze Afgan NIE zmienia ludzi.


  3. Adrianno-nie tylko Afganistan zmienia ludzi,człowiek jest materią zmienną,poddatną na różnego rodzaju bodźce środowiskowe i nie tylko…równie dobrze ,mógł się zmienić w Polsce-pod wpływem pracy,kolegów itp.Bardzo mi przykro,że znalazłaś się w tej sytuacji.Życzę wszystkiego dobrego:)


  4. A po co więcej rozrywek? Przecież nikt tam na wakacje nie jedzie… Ja wiem, żołnierz też człowiek musi mieć chwilę odpoczynku, złapać oddech i w ogóle. Ale meritum problemu nie jest brak rozrywek tylko brak zajęć (czyt. pracy).
    PS- słowo “hadżi” z tego co się orientuję, jest dość niepoprawne politycznie.


  5. Adrianno ja niestety też to przeżyłam- po drugiej misji mojemu kochanemu mężowi znudziło się współne wynajmowanie mieszkania, opieki nad synkiem i bycia mężem:(walczyłam baaaaaaaaaaaardzo długo ale udało mi się. Wiem co czujesz do mnie też zadzwonił w trakcie misji z tekstem spodziewaj się rozwodu nic z tego nie będzie. Myslałam że to zart- niestety jak wrócił okazało się prawdą-koledzy będący z nim skutecznie wbili mu do głowy info że życie w pojedynke z taaaką kasą z misji i nowymi dupami jest o sto kroć lepsze od naszego wspólne nieco skromniejszego. Wypłakałam morze łez, czułam się jak NIKT. Mam to do dziś w pamięci.
    Najważniejsze w tej całej historii jest to że operacja naszego synka i budowa domu pomogła nam odbudować się z gruzów. Czasem warto walczyć nie poddawaj się i trzymam kciuki. Nie warto sie poddawać PAMIĘTAJ:)


  6. @ 4 Problem polega na tym, że z Bagram Polacy nie prowadzą się żadnych działań operacyjnych (jest tu tylko kilkudziesięciu logistyków). Jest to tylko albo pierwszy, albo ostatni przystanek w drodze na misję czy do domu. Gdy człowiek ma tu spędzić dzień, to żaden problem, ale jeśli są to 3-4 dni – uwierz, nie sposób uciec przed nudą.


  7. 3 – 4 dni to już nuda ? CO powiesz na 26 dni w Manas ? ; ))) Pozdrawiam szczęśliwców 6 zmiany którzy musieli to przeżyć ! ; ))) – serio – jestem z was dumna ; D


  8. Ines popieram :)


  9. Chyba każda z Nas boi się że chłopak/narzeczony/mąż wróci całkiem innym człowiekiem a wróci każdy z nich wróci bogaty w nowe doświadczenie życiowe.. z tym że na jednych wpływa to bardziej, a na innych mniej. Ja mam nadzieję że relacje pomiędzy mną i moim narzeczonym będę równie dobre jak teraz i że wszystko skończy się dobrze.. Ale we mnie ta obawa również siedzi… Pozdrawiam i życzę wytrwałości :)


  10. Marcinku idzie to przeżyć. Dwa dni to nie tak strasznie dużo. Ale plusem tym jest to, że na Bagram rzadko coś spada (oby jak najdłużej).
    PX to jak hipermarkety Zapoznaj się z ofertą szczegółowo:-)


  11. Adrianno..można by tak analizować Twoją obecną sytuację i wyciagać z niej różne wnioski.Jednak jedyny rozsądny wniosek jaki mi przychodzi do głowy, to nie szukać wsparcia na blogu..tylko spokojnie poczekać aż mąż wróci,wówczas usiąść we dwoje i przeprowadzić ze sobą szczerą rozmowę. Nie wyciągalabym od razu jednego wniosku że to wina kolegów i ich podpowiedzi jakie to korzyści płyną z bycia samemu. Na pewno jest jakiś powód który skłonił go do takiej decyzji, nie koniecznie decyzja ta jest słuszna , jednak On może własnie obecnie tak sądzić że to jedyne rozwiązanie i najlepsze co powinien zrobić…z drugiej strony również dobrze może to być własnie obawa z jego strony o Ciebie, jak wiemy różnie chłopcy po powrocie reagują..jedni szczęśliwie wracają do rodziny i żyją nadal w miłości ,inni natomiast uciekają od tego wszystkiego co kiedyś dawało im radość i szczęście czyli: ” poczucie przynależności do kogoś” zapominają o bliskich którzy ich kochają, wróciwszy zaczynają pić, niejednokrotnie stają się agresorami, z racji tego że nie radzą sobie sami ze sobą nie radzą sobie ze wspomnieniem i tego co przeżyli ,w czym sami uczestniczyli i czego byli świadkami.
    Osobiście poczekałabym na powrót swojego ukochanego..i jak wspomniałam powyżej przeprowadziłabym z nim szczerą rozmowę, i dopiero wówczas ..gdyby nadal utrzymywał się w takim nastawieniu jak obecnie ,zastanowiłabym się co dalej …Na blogu problemu nie rozwiazesz..tylko Ty i On jesteście w stanie sobie sami pomóc..Walczcie o siebie bo macie o co ..Trzymam kciuki za szczęśliwy HAPY END :)


  12. Marcinie, wiem ;) Tyle, że dowództwo powinno jednak im znaleźć jakieś zajęcia. Nie mówię, żeby wysyłać na patrole, ale wynajdować “koszarowe” obowiązki- niech liczą, sprawdzają, inwentaryzują, piszą raporty, czyszczą sprzęt, koszary, etc. Jak od rana do wieczora będą musieli wykonywać, nawet stosunkowo zbędne obowiązki, to czas będzie płynął szybciej. A trochę się obawiam, przynajmniej po tym co piszesz, że naszych żołnierzy dowódcy puszczają luzem w klimat “róbta co chceta”, a to by znaczyło że nienajlepiej z naszym dowództwem. W końcu już starożytni wiedzieli że znudzone wojsko to złe wojsko (żeby uniknąć nudów Hadrian nakazał legionom stacjonującym w Brytanii budowę muru- “przyjemne” z pozytecznym). A jestem pewien, że w Bagram jest co robić i w czym pomagać ;)


  13. Witam,
    zagladam tu juz jakis czas, sama prawie rok spedzilam w Afganie. Cos w tym jest, ze czlowiek mimo ze jest w domu, chce wiedziec co dalej TAM sie dzieje.
    Chcialabym jednak odniesc sie do waznej – moim zdaniem – sprawy. Chodzi o bledne w Afganie uzywanie slowa “hadżi” przez zolnierzy, dziennikarzy etc.
    Nasi zolnierze przyswoili sobie slowo “hadżi” jeszcze w Iraku, gdzie faktycznie oznaczalo ono bazar. W Afganistanie oznacza ono człowieka, który odbył pielgrzymke do Mekki a przez to uznawany jest za swietego – prawidlowa transkrypcja: haji. Natomiast na miejscowy targ mowi sie po prostu bazar, w pisowni baazar.
    Pozdrawiam autora blogu i wszystkich forumowiczow :)


  14. No właśnie Pan Marcin pisze tak że każdy czytający takie wpisy myśli że w Bagram to wszyscy leżą wentylem do góry co jest nieprawdą, cargo samo do kontenerów się nie ładuje samochody również ludzie będący etatowo w BAF-ie mają co robić i oni się nie nudzą.