Rejestracja | Logowanie »


Rzecz o azersko-ukraińskim gajowym

25 września 2013
Lot trwał 14 godzin. Z nudów wziąłem się za pracę/fot. Marcin Wójcik

Lot trwał 14 godzin. Z nudów wziąłem się za pracę/fot. Marcin Wójcik

No to jestem w Bagram :)

A teraz stosowne wyjaśnienia. Z poprzednim wpisem było tak – przygotowałem go sobie tuż przed wylotem, z założeniem, że w ostatniej chwili przed startem kliknę w ikonkę „publikuj”. Tak też zrobiłem – późnym wieczorem w poniedziałek. Tyle że kilka minut później jeden z członków załogi wojskowej Casy oznajmił:

- Jednak nie lecimy – i kazał nam – w sumie kilkunastu osobom – opuścić pokład.

Musiałem więc wpis w try-miga usuwać z emisji, by nie wyszło, że lecę, choć nie leciałem. Za zamieszanie wszystkich Czytelników przepraszam.

Wpis, w niezmienionej formie, ukazał się we wtorek. Tym razem znów zaryzykowałem i odpaliłem go tuż przed startem. Podejście numer dwa okazało się szczęśliwe :)

Tak, jak cała ta wyjazdowa epopeja. W zasadzie to już w miniony czwartek powinienem być w Afganistanie. Ale dzień przed zaplanowanym startem lot skasowano, przesuwając termin na początek tygodnia.

W poniedziałek okazało się, że są kłopoty. Trasę zaplanowano „na bogato” – przez Ankarę, Odessę i Baku. Niestety, najpierw Ukraińcy, a potem Azerowie (a może na odwrót; wersje co rusz się zmieniały), odmówili polskiej maszynie zgody na przelot. Tak doczekaliśmy wieczoru, wraz z którym przyszła nadzieja na start. To dlatego zapakowano nas do samolotu.

Jak już pisałem – na próżno. W efekcie bagaż spędził noc w Casie, ja w domowym łóżku.

- Czujesz się jak „Jarhead”? – spytała mnie żona, gdy przestąpiłem próg domu. Spojrzałem na nią, nie bardzo wiedząc, co niby ma mnie łączyć z żołnierzem piechoty morskiej. I dopiero po chwili dotarło do mnie, że filmowy marine przede wszystkim czekał – i do czekania sprowadził się jego udział w pierwszej wojnie w Zatoce. Uśmiechnąłem się i przytaknąłem, choć cała ta sytuacja bardziej kojarzyła mi się z dowcipem o partyzantach, Niemcach i gajowym.

Szedł on tak:

„Z pamiętnika partyzanta. Dzień pierwszy – pogoniliśmy Niemców z lasu. Dzień drugi – Niemcy pogonili nas z lasu. Dzień trzeci – w lesie pojawił się gajowy. Wyrzucił i nas, i Niemców”.

Wojna to poważna sprawa – bez dwóch zdań. Ta w Afganistanie również. Ale czasem, patrząc z boku, nie sposób się nie uśmiechnąć…





7 komentarzy do “Rzecz o azersko-ukraińskim gajowym”

  1. Miłego pobytu Szanowny Wielmożny Panie Redaktorze ;)


  2. Teraz chyba wiem dlaczego tak odkładany jest przylot w drugą stronę.


  3. Miejmy nadzieję że ta misja to będą tylko uśmiechy.
    Życzymy tego wam i sobie.


  4. “To ku przypomnieniu, dla tych wszystkich
    Którzy oddali życie za ten kraj bliski
    W sercu każdego Polaka
    Rzeczpospolita!”
    Wiwat Najjaśniejsza Rzeczpospolita
    Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród
    Polska!


  5. Nie musi być miło – byle było ciekawie


  6. Marcin, znajdz Wisera – na klubie


  7. Dużo zdjęć, informacji.
    Bezpiecznego pobytu i szczęśliwego powrotu do ojczyzny.
    Trzymam kciuki.
    Pozdrawiam.