KSIĄŻKA I KARTKA
Kartka papieru poczęta z niebytu, na pastwę zwykłego życia
Radością poznania wiedziona, gubi pierwszy ważny dotyk.
Los przejrzał strony, bazgrząc znaczenie przyszłych zdarzeń.
Rodzinnych burz porywem, bezładnie toczona bezdrożem,
Ścieżka szarości i nudy, zapisuje historię minionych dni.
Naiwna i opuszczona lecz czysta oddaje to co najcenniejsze
Miłości z wiarą, zamienia, z piórem linijkę kreśląc o świcie.
Łzą porzucenia, pragnie usunąć żałobny atrament zdrady.
Zapomnieć , przechodząc z rąk do rąk, bez imion, bez twarzy.
Mocą i dumą zmęczona, krążąc przeszukuje luster odbicia
Pewności z odwagą, wspólnie idą w szlachetnej nadzieji.
Postrzegając zwykły obcy zapach, przyciągany światłem o mroku.
Wabiona tęczowym blaskiem starannie ułożonego uśmiechu,
Odnajduje o bladym, zimnym świcie rozdział do którego należy.
Z ulgą otula się jego ciepłem, śląc mu senne kojące spojrzenie. 21.02.2012 godz.20.05
(W dniu urodzin 28.03.2012-które ? Kiedy powrócisz nie będziemy liczyć ciszy)
Sięgam do głębi duszy szukając twarzy
Którą miałem odwagę nazwać miłością.
Znaczoną sznurem łez mej niegodziwości
Zaplamioną brudem męskiego egoizmu.
Dotykam ślepca dłonią poszukując ciepła
Dowód że można mnie nazwać człowiekiem.
Muskam szarą bladość zamarłego oblicza
Skrzętnie maskując ślady uczynionych krzywd.
Wyczuwam drżenie ust nigdy nie całowanych
Wzbudzonych strachem nieuchronnej prawdy.
Poprzez które nie wydrze się żadne słowo
Zatrzymane linią spękanych uchylonych warg.
Oczy pełne ufności szukają pośpiesznie jeszcze odwagi
Zwiedzione milionem karłowatych obietnic.
Które zastąpiono jednym małym kłamstwem
Bezboleśnie wyplutym chwilą złudnego uniesienia.
Odchylam z czoła kosmyk włosów zmierzwiony
Nadając ruchowi obłudę szlachetnej czułości.
Pragnąc zapamiętać wszystkie i każdy z osobna
W samotności pieszcząc je zjełczałym dotykiem.
Ujmuję ją w zimne płaszczyzny zawłaszczenia
Teatralnym płytkim gestem marnego kochanka.
Porywając w miejsca gdzie czas już nie istnieje
Wierząc iż potrafię zatrzymać tylko dla mnie. 19.10.2011 godz. 10.25
”Pchle Wodnej” GHAZI -Szpital
Jestem przy tobie, każdej mrocznej nocy,
Na skrawku zmiętej zielonej pościel.
Opuszkami palców odczytując z twarzy
Czarno-białe slajdy wojennych wydarzeń.
Niczym afgański łuk, brew ciemną
W płytkim śnie trwożliwym łamiesz.
Płochliwym pędzlem sennego oddechu,
Malując ślad na ust mym obrzeżu.
Dłonie tuląc, obejmujesz to, co najdroższe,
Córki twarz, w odległym szczerym uśmiechu.
Wokół niej, kojący szum karłowatych sosen
Z nagła osiadłych tuż przy progu domu….