Rejestracja | Logowanie »


Śmierć jednak wciąż zbiera żniwo…

5 komentarzy | 16 września 2014

Zdjęcie ilustracyjne/fot. Marcin Ogdowski

Zdjęcie ilustracyjne/fot. Marcin Ogdowski

Złe wieści dochodzą z Afganistanu. Oto komunikat Dowództwa Operacyjnego:

“16 września 2014 roku około godz. 5.45 czasu polskiego w Afganistanie w wyniku zamachu dokonanego przez terrorystę samobójcę zginął polski żołnierz plutonowy Rafał Celebudzki.

Do zdarzenia doszło na ulicy w Kabulu podczas konwoju realizowanego przez wojska koalicyjne. Zamachowiec samobójca zdetonował samochód pułapkę obok wojskowej kolumny. W wyniku eksplozji zginął plutonowy Rafał Celebudzki, który prowadził jeden z pojazdów.

Lekko rannych zostało dwóch innych polskich żołnierzy. Ich zdrowiu i życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Rodziny żołnierzy zostały powiadomione.

Plutonowy Rafał Celebudzki ostatnio pełnił służbę w Kompanii Zabezpieczenia Wielonarodowego Korpus Północno-Wschodniego w Szczecinie. Była to jego druga misja zagraniczna. Wcześniej służył w Iraku”.

Rodzinie poległego składam wyrazy głębokiego współczucia.

*          *          *

Poniżej zdjęcia z pożegnania poległego – ceremonii, która odbyła się na lotnisku w Kabulu.

Autorem zdjęć jest kpt. Leszek Radzik

001

002

003

004

005

O edukacji, modernizacji i propagandzie

40 komentarzy | 29 maja 2014
Logo Dnia Weterana/za: DO RSZ

Logo Dnia Weterana/za: DO RSZ

Kilka dni temu brałem udział w konferencji – organizowanej przez Fundację im. Kazimierza Pułaskiego – poświęconej przyszłości naszych sił powietrznych. Napiszę o tym szerzej, choć nie na blogu, który przecież z zasady jest afgański. Niemniej chciałbym podzielić się pewną refleksją, która padła z ust jednego z uczestników. Ważną i gorzką, niestety.

Dyskusje na konferencji skupiały się wokół programu modernizacji armii, zaplanowanego na najbliższe lata. I gdy ktoś przywołał pomysł BBN, by ustawowe 1,95 PKB – jakie winniśmy przeznaczać na wojsko – podnieść do poziomu 2,00 proc., głos zabrał jeden z byłych wiceministrów obrony.

- Realnie nie wydajemy 1,95, a 1,60-1,70 proc. rocznie, a chcemy 2,00? – pytał. – Nie wydamy tych 140 miliardów (na ile początkowo szacowano program modernizacji – dop. MO).

Dlaczego? Powodów jest wiele, wymienię więc najważniejsze. Otóż MON regularnie „łupione” jest przez Ministerstwo Finansów, któremu najprościej znaleźć oszczędności w resorcie obrony. No i resort ów – tu paradoks – nie jest w stanie wydać wszystkich przekazanych mu pieniędzy. Na przeszkodzie stoi bowiem brak kompetentnych i odpowiednio licznych kadr odpowiedzialnych za zakupy oraz ustawa o zamówieniach publicznych, nazwana przez innego uczestnika konferencji – generała Skrzypczaka – wręcz „antypolską”.

Dość powiedzieć, że do tej pory na program modernizacji wydaliśmy… dwa miliardy złotych – z hucznie zapowiadanych ponad stu. A czas płynie – mamy już drugi rok rozłożonej na dekadę modernizacji. Co więcej, w tym roku ma na nią zabraknąć 0,5 mld, w przyszłym 4,5 mld, a w 2016 roku – aż 6,5 mld złotych.

- Dlaczego się oszukujemy? – pytał wspomniany wcześniej wiceminister. – Szarpiemy się, bo to ważne propagandowo? Bezpieczeństwo narodowe nie powinno być oparte o propagandę.

Święte słowa.

Przywołuję je nie bez powodu. Otóż mamy dzisiaj Dzień Weterana – i centralne jego obchody zorganizowane w Szczecinie. Przez ostatnie lata udało się zbudować zręby sensownego systemu, który pozwali objąć opieką wracających z wojen żołnierzy. Zapomniano jednak o niezwykle istotnej sprawie – o tym, że na powrót wojskowych należy przygotować również społeczeństwo. Bo inaczej weteranów spotka w najlepszym razie obojętność, a w najgorszym – wrogość czy agresja. O czym przekonywać nikogo nie muszę – wystarczy zajrzeć do interentu, pod dowolny tekst poświęcony tematyce „polskiego Afganistanu” (czy Iraku).

Jacek Żebryk (którego sylwetki na tym blogu przybliżać nie trzeba), zjawiska internetowych „hejtów” nie zlikwiduje. Akcje edukacyjne Stowarzyszenia Rannych dotrą zaś do stosunkowo nielicznej grupy – tu potrzeba jest zakrojona na szeroką skalę akcja, pod patronatem MON. Na tyle intensywna, by Kowalski czy Nowak o konieczności szacunku i wsparcia dla weteranów słyszał przez cały rok, a nie tylko w maju, przy okazji święta. Akcja rozłożona na lata, niełopatologiczna, wielowymiarowa. Angażująca media, szkoły, lokalne samorządy, wkraczająca w sferę popkultury (o sile oddziaływania filmu napisano już tomy).

Akcja, której twarzą winni być weterani, a nie politycy i wojskowi decydenci. Tylko bowiem wtedy będzie to sensowna edukacja, a nie nachalna propaganda.

*          *          *

Wszystkim weteranom – z okazji ich święta – składam wyrazy szacunku.

Śmierć zbiera żniwo wśród komandosów

57 komentarzy | 24 sierpnia 2013
Nocne operacje to /fot. Adam Roik

Nocne operacje są typowe dla specjalsów/fot. Adam Roik

Złe wieści płyną z Afganistanu – oto fragmenty oficjalnego komunikatu Dowództwa Wojsk Specjalnych:

W nocy z 23 na 24 sierpnia 2013 roku afgańscy policjanci z jednostki antyterrorystycznej wspierani przez polskich żołnierzy prowadzili operację przejęcia broni i materiałów wybuchowych. Podczas akcji zginął chorąży Mirosław Łucki.

(…) Polscy komandosi wspierali kolejną operację afgańskiego oddziału antyterrorystycznego (ang. Provincial Response Company, PRC), której celem było zlikwidowanie składu materiałów wybuchowych (…). W czasie wykonywania zadań eksplodowała mina pułapka. Wskutek wybuchu rannych zostało kilku afgańskich policjantów oraz trzech polskich komandosów.

(…) Niestety, pomimo udzielenia natychmiastowej pomocy lekarzom nie udało się uratować życia chor. Mirosławowi Łuckiemu. Życiu i zdrowiu pozostałych żołnierzy, poszkodowanych w czasie akcji nie zagraża niebezpieczeństwo.

Chorąży Mirosław Łucki (lat 38) służył w Jednostce Wojskowej Komandosów w Lublińcu. Był żonaty, osierocił syna. Służbę wojskową pełnił od 1997 roku, w tym kilkukrotnie poza granicami państwa. Był bardzo doświadczonym żołnierzem, służył m.in. w ramach Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku, a w Afganistanie był po raz drugi.

Rodzinie i Najbliższym Poległego składam najszczersze kondolencje.

Koniec misji widać też z Kielc

15 komentarzy | 27 czerwca 2013
"Koniec z chodzeniem po wioskach".../fot. Adam Roik

"Koniec z chodzeniem po wioskach".../fot. Adam Roik

… i wcale nie chodzi o to, że po tamtejszym Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych hula wiatr. Jednostka żyje, o czym przekonałem się w poniedziałek i wtorek, będąc na kursie dla korespondentów wojennych. Taki powrót po latach, tym razem w charakterze wykładowcy.

Co mam na myśli? Otóż dzieląc się swoimi doświadczeniami, co jakiś czas łapałem się na tym, że mówię o mocno hipotetycznych zagrożeniach. Bo zakres pracy dziennikarzy w Afganistanie dramatycznie się zmienia. A właściwie to kurczy.

Koniec z wyjazdami na kilkudniowe operacje, z chodzeniem po wioskach (przynajmniej tak często, jak to miało miejsce do tej pory) – czy to z bojówką, czy z PRT. Kontyngent ogranicza liczbę zadań; dba o własną bazę i „hajłej” – reszta prowincji to zmartwienie Afgańczyków. Osłanianie konwojów czy patroli RCP daje reporterom pretekst do ciekawych materiałów, ale i to się lada moment skończy. W ciągu kilku miesięcy Polacy opuszczą „Gazownię” i przeniosą się do Bagram. Po drodze pozbywając się własnych „śmigieł” i – będących symbolem tej misji – rosomaków, które już od kilku tygodni, partiami, wracają do Polski. Te ostatnie zastąpią – zresztą już zastępują – wypożyczone amerykańskie MRAP-y (których dużą część Amerykanie planują później zniszczyć, bo nie opłaca się ich transport do Stanów…).

Moi Drodzy, jeszcze kilka dni temu planowałem być na miejscu i relacjonować ostatnie tygodnie „starej” misji. Niestety, z przyczyn ode mnie niezależnych, nie uda mi się być w Afganistanie w lipcu – mój wyjazd został przełożony na koniec lata. Przykro mi, ale wojsko ma inne priorytety.

A wracając do Kielc – trzymam kciuki za reporterów, którzy w chwili, gdy piszę te słowa, przechodzą najtrudniejszą część kursu. Dziewczyny i chłopaki – nie dajcie się „talibskim porywaczom”!

Rosomaki - symbol tej misji - stopniowo znikają ze stanu kontyngentu/fot. Adam Roik

Rosomaki - symbol tej misji - stopniowo znikają ze stanu kontyngentu/fot. Adam Roik

Póki Polacy prowadzą działalność operacyjną, miejsca "rośków" zajmują MRAP-y/fot. Adam Roik

Póki Polacy prowadzą działalność operacyjną, miejsca "rośków" zajmują MRAP-y/fot. Adam Roik

Poza "hajłejem" i samą bazą, prowincja to zmartwienie Afgańczyków/fot. Adam Roik

Już od kilku tygodni za bezpieczeństwo w prowincji odpowiedzialni są Afgańczycy/fot. Adam Roik

Ale "hajłej" to wciąż zmartwienie Polaków/fot. Adam Roik

Ale "hajłej" to wciąż zmartwienie Polaków/fot. Adam Roik

Za młody na wąsy?

114 komentarze | 12 listopada 2012
Desant już na zewnątrz/fot. Katarzyna Szal

Desant już na zewnątrz/fot. Katarzyna Szal

To historia, która zdarzyła się całkiem niedawno. Wiem, że dla niektórych będzie dobrym pretekstem dla złośliwych komentarzy. Ten jednak, kto był w Afganistanie – albo też nie brakuje mu wyobraźni i empatii – podejdzie do niej z właściwą pokorą. A reszta? Pal ich licho…

Świeżo przybyli do Afganistanu żołnierze wyruszyli na swój pierwszy patrol. Nagle wozy zatrzymały się i – nic w tym nadzwyczajnego – żołnierze desantu otrzymali rozkaz wyjścia „na wąsy”. Tym z moich czytelników, którzy nie znają tego określenia, wyjaśniam: chodzenia „na wąsach” ma dwa cele – ubezpieczanie saperów oraz szukanie odciągów i kabli do założonych pod drogami ajdików.

Wróćmy do historii – żołnierze opuścili wozy i cały patrol ruszył w tempie wyznaczanym przez chłopaków „na wąsach”. Gdy nagle jeden z nich podszedł do pojazdu, prosząc, by otwarto mu właz. Na pytanie, co robi, odpowiedział:

- Pierdolę. Za młody jestem, żeby umierać…

Żołnierze „na wąsach” – podobnie jak saperzy – są na patrolach najbardziej wystawieni na niebezpieczeństwo. W przypadku zasadzki, to oni idą na pierwszy ogień. To na nich też polują snajperzy. No i to oni mogą wdepnąć na minę.

- Dużo, szczególnie młodych służbą żołnierzy, ma problem z chodzeniem “na wąsach” – mówi mi jeden z doświadczonych misjonarzy. – A coraz więcej ajdików zakładanych jest właśnie „na wąsy”… – dodaje.

Szukanie odciągów to niewdzięczna robota. Analogie ze stogiem siana czasem są niemal dosłowne/fot. Katarzyna Szal

Szukanie odciągów to niewdzięczna robota. Analogie ze stogiem siana pasują tu jak ulał/fot. Katarzyna Szal

Skupianie uwagi na zamaskowanych drutach nie może oznaczać braku uwagi na to, co dzieje się wokoło. Ceną jest życie.../fot. Katarzyna Szal

Skupianie uwagi na zamaskowanych drutach nie może oznaczać jej braku na to, co dzieje się wokoło. Ceną jest życie.../fot. Katarzyna Szal

"Szukasz i czasami coś znajdujesz"/fot. Katarzyna Szal

"Szukasz i czasami coś znajdujesz"/fot. Katarzyna Szal

Rebelianci detonują ajdiki z dużej odległości. Szukanie odciągów oznacza zatem czasem nawet znacze oddalenie się od wozu. I (w miarę) bezpiecznego pancerza/fot. Katarzyna Szal

Rebelianci detonują ajdiki z dużej odległości. Szukanie odciągów oznacza zatem nawet znaczne oddalenie się od wozu. I (w miarę) bezpiecznego pancerza/fot. Katarzyna Szal

W pogotowiu trzeba być przez cały czas/fot. Katarzyna Szal

W pogotowiu trzeba być przez cały czas/fot. Katarzyna Szal

... to dlatego do wąsów trzeba dorosnąć/fot. Katarzyna Szal

... to dlatego do wąsów trzeba "dorosnąć"/fot. Katarzyna Szal