Rejestracja | Logowanie »


„Maciek – pamiętamy”

91 komentarzy | 12 czerwca 2012
Jarosław Maćkowiak - jedno z ostatnich zdjęć, wykonane przez kolegów/fot. z archiwum autora blogu

Jarosław Maćkowiak - jedno z ostatnich zdjęć, wykonane przez kolegów/fot. z archiwum autora blogu

Minął już rok od śmierci Jarosława Maćkowiaka, żołnierza IX zmiany. Dziś niewielu już pamięta o tej tragedii – „Maciek”, jak nazywali go koledzy, dołączył do grona anonimowych misjonarzy, poległych w Afganistanie. Ale nie ma się co zżymać na owo zapomnienie – skoro cała ta wojna funkcjonuje na obrzeżach społecznej świadomości, trudno oczekiwać, byśmy ze szczegółami pamiętali jej ofiary. No i rzecz najważniejsza – Jarka nie zapomną najbliżsi, także koledzy.

- Niby nic się nie zmieniło, a życie toczy się dalej – mówi kolega z internatu, w którym mieszkał poległy. – Jednak za każdym razem, idąc korytarzem, patrzę w drzwi pokoju, w którym mieszkał „Maciek”, z nadzieją, że za chwilę się otworzą i go zobaczę. W pracy natomiast coraz częściej łapię się na tym, że siedzę patrząc w okno i wspominam stare, dobre czasy. Czasami, gdy trzeba wykonać jakieś zadanie, nie mam się kogo poradzić, zapytać, jak by to zrobił, liczyć na jego pomoc. Co tu dużo gadać – nie ma „Maćka”, nie ma tenisa, nie ma wojska…

Koledzy Jarka nie bardzo chcą rozmawiać o dniu, w którym zginął Maćkowiak.

- Jakieś krótkie, zdawkowe, urwane rozmowy – relacjonuje Tomasz, który był z „Maćkiem” do końca. – Bodajże raz oglądaliśmy to wszystko, co się działo, nagrane combat-camerą, zamontowaną na wozie. Więcej się nie dało…

- „Maćka” tak naprawdę poznałem dopiero na przygotowaniu poligonowym do IX zmiany – kontynuuje Tomasz. – Wcześniej widywaliśmy się tylko przypadkiem i znaliśmy się na przysłowiowe „cześć”. Na poligonach poprzedzających wyjazd do Afganistanu naprawdę się zaprzyjaźniliśmy, razem kupowaliśmy dodatkowe wyposażenie, sprzęt, Jarek doradzał i podpowiadał, co może mi się przydać, gdzie kupić, co jest zbędne itd. Godzinami rozmawialiśmy praktycznie na każdy temat. Poznałem wówczas jego plany na po powrocie, a on moje… A teraz? Trudno jest zapomnieć, każdego drugiego dnia miesiąca zapalam znicz przy cmentarnym krzyżu za „Maćka” i za wszystkich poległych w Afganistanie.

Lecz pamiętają nie tylko żołnierze. Oto fragment listu, jaki dostałem od Joanny, koleżanki Jarka:

„(…) Praktycznie każdego dnia są momenty, kiedy Jaras przelatuje nam (mi i mojemu Jarkowi, bo razem go poznaliśmy na wyjeździe do Barcelony) przez głowę. (…) Rok po 2 czerwca ta akcja wciąż wydaje mi się nieprawdopodobna, czasem mam wrażenie, że on żyje, a my, po prostu, długo się nie widzieliśmy… ehhh…”.

Dalej Joanna wspomina:

„Poznaliśmy się 11 marca 2010 roku w autokarze. Pamiętam to jak dziś, bo mam filmik w telefonie jak rozmawiamy, w sumie od razu załapaliśmy wspólne tematy i na wycieczce trzymaliśmy się razem. Po powrocie z Barcelony zaczęliśmy się spotykać bardzo często, jak tylko miał czas, przyjeżdżał w weekendy do nas do Lubonia (k. Poznania), w lipcu pojechaliśmy razem pod namiot do Sopotu, a potem do Gdańska. Było zajebiście, uwielbiałam to jego poczucie humoru (…). Nigdy nie miał z niczym problemu, nie marudził, nie foszył się, przyjmował wszystko tak, jak jest, bez marudzenia. Wystarczyło rzucić mu jakiś pomysł, temat, a on od razu zapalał się do akcji”.

Czasem owe akcje przybierały postać dowcipów.

„Pamiętam, jak z moim Jarkiem ściemnili, że Jaras już wylądował w Afganie. Napisał mi maila, że dotarł i że odezwie się za jakiś czas, po czym któregoś dnia wróciłam wieczorem do domu, a on siedział w pokoju („no co, chciałem ci zrobić niespodziankę…”). To było tuż przed jego faktycznym wylotem. Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy do 4. nad ranem i podchmieleni wyśpiewaliśmy cały repertuar od U2 do Edyty Bartosiewicz, a potem jeszcze długoooo rozmawialiśmy o jego wyjeździe”.

W trakcie tych rozmów nie wszystko było tak wesołe.

„Drażnił mnie strasznie tekstem „nie martwcie się, moi rodzice mają listę, powiadomią was w razie co”, wciąż żartował ze śmierci, do dziś zastanawiam się, czy dlatego, że się jej nie bał, czy myślał, że go to nie dotyczy? Sama nie wiem…”.

„Następnego dnia odwieźliśmy go na PKS w Poznaniu do Międzyrzecza” - wspomina Aśka. „Oboje z Jarkiem poszliśmy do auta, jacyś tacy smutni, że przez  6 miesięcy się nie zobaczymy. Postanowiliśmy się cofnąć na ten PKS i zapukać mu w szybę – wtedy ostatni raz go widziałam”.

Kolejne wspomnienie Joanny wiąże się już ze śmiercią „Maćka”.

„2 czerwca 2011 roku było mega gorąco, Jarek zadzwonił do mnie o godz. 15., że właśnie usłyszał w wiadomościach, że Jaras nie żyje. Nigdy nie przeżyłam śmierci tak bliskiej osoby… Być może komuś wydaje się, że krótko się znaliśmy. To prawda, ale ta relacja była tak intensywna, szczera, bezinteresowna, jak byśmy się znali ze 20 lat”.

„Gdybym miała opisać Jarasa w kilku słowach (od razu zaczynam się sama do siebie uśmiechać), powiedziałabym, że był: zakręcony, zawsze uśmiechnięty, ambitny, dążący do celu, zapalony sportowiec, facet o wielu pasjach, przyjacielski” – wymienia Joanna. „Jak jest teraz bez niego? Tak jak pisałam wyżej, mega dziwne uczucie, że go naprawdę nie ma. Wierzę/chcę wierzyć w to, że zmarli nas widzą i słyszą, czasem do niego mówię, żartujemy o nim, o jego tekstach, („panowie ciśniem ciśniem kurwa” itd…) Ale niestety – brak Jarka boli”.

2 czerwca 2012 roku - koledzy na grobie "Maćka"/fot. z archiwum autora blogu

2 czerwca 2012 roku - koledzy na grobie "Maćka"/fot. z archiwum autora blogu

"Brak Jarka boli..."/fot. z archiwum autora blogu

"Brak Jarka boli..."/fot. z archiwum autora blogu

Jarek, wierny fan Barcy, na wycieczce do Barcelony/fot. z archiwum autora blogu

Jarek, wierny fan Barcy, na wycieczce do Barcelony/fot. z archiwum autora blogu

Podróż powrotna

49 komentarzy | 08 listopada 2011
Śmigłowiec asysty honorowej/fot. Adam Roik

Śmigłowiec asysty honorowej/fot. Adam Roik

Ciała poległych żołnierzy, nawet jeśli ci nie stacjonowali w Ghazni, zawsze trafiają do głównej polskiej bazy. Dopiero stamtąd – po uroczystym pożegnaniu – są transportowane do Bagram. Do kraju przewozi się je, korzystając z amerykańskiego transportu, co zwykle oznacza konieczność wysłania polskiego samolotu do Niemiec, do bazy Ramstein.

Kto oglądał film „Podroż powrotna” z Kevinem Baconem w roli głównej, ten wie, że w przypadku Amerykanów trudno mówić o bezpośredniej drodze do domu. Szczątki żołnierza transportowane są czasem nawet kilkoma samolotami. I choć z pewnością jest to kłopotliwe, bywa również źródłem silnych wzruszeń. Oto fragment listu, jaki otrzymałem od żołnierza, który asystował w drodze do Polski ciału poległego w czerwcu 2011 roku Jarosława Maćkowiaka:

„Lecieliśmy z Bagram do Kataru i powiem Ci, że pomimo tego, iż w Afganistanie było oficjalne pożegnanie, to w Katarze, gdzie miał nastąpić zwykły przeładunek trumny, zorganizowano uroczystą zbiórkę, był kapelan i przeprowadzenie zwłok do drugiego samolotu w asyście honorowej. Mówię Ci, przyszło naprawdę dużo osób”.

Nie Polaków, nie tylko mundurowych, wielu cywilnych pracowników lotniska – dodam od siebie.

– Takie gesty nie tylko dla rodziny, ale również dla nas, pozostałych żołnierzy, mają znaczenie – przyznał mi kiedyś kolega w mundurze, gdy rozmawialiśmy o „Podroży powrotnej”, w której jest scena bliźniaczo podobna do tej z cytowanego listu. – Jeśli zwykłych, obcych ludzi potrafi wzruszyć nasza śmierć, to cała ta robota zdaje się mieć trochę większy sens – wyjaśniał.

I choć zabrzmiało to mocno patetycznie, wiem, że było autentyczne. Wojskowi, jakkolwiek zrobieni z twardszej gliny, wykazują wielką słabość do patosu, zwłaszcza w obliczu śmierci kolegów. I zwykle nie ma w tym nic z aktorstwa…

*          *          *

Powyższy fragment jest częścią rozdziału „H jak hołd” mojej książki pt.: „zAfganistanu.pl. Alfabet polskiej misji”. Książkę już od jutra znajdziecie w księgarniach.

Zaś tytułem wyjaśnienia – wybrałem ów fragment, gdyż po śmierci Mariusza Deptuły wiele osób zwróciło się do mnie z pytaniem, jak wygląda ostatnia droga polskiego żołnierza.

Poniżej filmowa zajawka książki

„Maciek” słowami kolegów

43 komentarze | 04 czerwca 2011
"Maciek" na zdjęciu zrobionym przez jednego z kolegów/fot. z archiwum bloga

"Maciek" na zdjęciu zrobionym przez jednego z kolegów/fot. z archiwum bloga

- Wiesz, my mówiliśmy na niego Maciek – wyjaśnił mi kolega poległego w czwartek Jarka Maćkowiaka. – Nie wiem, co mogę Ci powiedzieć więcej; coś mi się słowa dziś nie składają… – dodał.

Nie naciskałem. Minęło ledwie kilka godzin od śmierci „Maćka”, mój rozmówca bardzo to przeżywał.

Przeżywali również koledzy, którzy tego dnia byli z Maćkowiakiem do końca. Oto list, jaki dostałem od jednego z nich:

„Byłeś z nami przyjacielu, rano przed patrolem zanuciłeś ‘W życiu piękne są tylko chwile…’ i chyba takim bym Cię chciał zapamiętać. Strzępy obrazów, strzały, krzyk, dym, ktoś płacze, śmigłowiec wzbija tony kurzu, który przykleja się do bladych twarzy… Nie szukam winnych, bo ich po prostu nie ma, nie szukam nawet zemsty, staram się sobie jakoś to wytłumaczyć, zrozumieć. Ja wiem, że śmierć jest wpisana w żołnierski fach, wiem, że to jest wojna, ale dlaczego akurat Ty? Dlaczego musieliśmy patrzeć, jak odchodzisz, dlaczego, po prostu, nie wejdziesz do pokoju i nie zapytasz ‘co słychać’! Byłeś zawsze, gdy Cię potrzebowaliśmy, a służba z Tobą to prawdziwy zaszczyt i honor”.

Dalej zacytowano ulubioną kwestię „Maćka” z filmu „Helikopter w ogniu”:  „Jak wrócę do domu, ludzie będą mnie pytać, dlaczego to robisz? Wojna Cię kręci? Nie powiem ani słowa. Dlaczego? Bo tego nie zrozumieją, nie zrozumieją, dlaczego to robimy, nie zrozumieją, że tu chodzi o kolegę – tylko to się liczy…”.

„Maciek” – wszystko na to wskazuje – zasłużył na pamięć kolegów, z którymi służył w Afganistanie. Zresztą, niech sami dadzą temu wyraz:

„Zawsze pierwszy z gotowym rozwiązaniem każdego problemu, prawdziwy żołnierz z krwi i kości, dla którego wojsko było całym życiem. Nigdy Cię nie zapomnimy” – Graczu.

„Najlepszy dowódca, jakiego miałem, wspaniały człowiek. Będzie nam go brakowało” – Bogdan.

„Wspaniały dowódca, bardzo dobry przyjaciel” – Kusterix.

„Maćko, byłeś bardzo dobrym żołnierzem i fajnym kolegą” – Z.G. Beny.

„Zawsze pierwszy, zawsze ze mną, zawsze w pamięci. Trzymaj się stary” – Ziemek.

„Kochał FC Barcelonę” – Gardziel.

„Prawdziwy dowódca i przyjaciel, godny wzór do naśladowania” – Sosna.

„Co mogę powiedzieć? Jaki był Maciek? Kto go znał, bardzo dobrze wie. Niech żałują tylko Ci, którzy nie mieli przyjemności go poznać” – Kowal.

„Najlepszy dowódca, najlepszy żołnierz, z jakim służyłem w 17 WBZ„ – Skuzik.

„Świetnie wyszkolony, wojsko było dla niego pasją, zawsze na pierwszej linii. Doskonały żołnierz” – Prunio.

„Dobry kolega, świetnie wyszkolony, najlepszy żołnierz z jakim służyłem w 17 WBZ” – Orzech.

„Najlepszy dowódca, z jakim miałem przyjemność pracować, wspaniały kolega i człowiek. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu!” – Roman.

„Był, jest i zawsze będzie w naszych sercach” – Łuki.

„Cześć jego pamięci” – Alex.

„Zawsze będziesz w naszej pamięci” – Szczychu.

„O takich jak Ty się nie zapomina” – Pestek.

„Żegnaj Maciek, byłeś dobrym kolegą” – Wilk.

„Maciuś, byłeś mym pierwszym i najlepszym dowódcą. Żegnaj, zawsze pozostaniesz w mojej pamięci” – Kali.

„Codziennie uśmiechnięty i pełen życia. Takiego go zapamiętam” – G.W.

„Żegnaj Maciek. Szkoda, że już nie ma Cię między nami” – Szczepan.

„Żegnaj kolego” – Mayday.

„Żegnaj kolego, kibicu… Spoczywaj w pokoju…” – …

„Żegnaj Maciek, byłeś dobrym i fajnym kolegą” – Z.G. Beny.

„Maciek, byłeś dobrym żołnierzem i wspaniałym kolegą. Żegnaj…” – Wodnik.

„Byłeś super kolegą, z charyzmą i z zasadami. Zawsze zostaniesz w mojej pamięci” – Chumen.

„Żegnaj dowódco. Zawsze będziesz w mojej pamięci” – Miras.

„Maćku, jesteś człowiekiem, którego nie znałem długo, lecz stwierdzam, że takich osób jak Ty nie ma za wiele. Zapamiętam Cię jako człowieka, który był zawsze uśmiechnięty, z perspektywami na przyszłość, koleżeński, bardzo odważny i pomocny. Nie żegnam się z Tobą, bo zawsze będziesz w mojej pamięci. Zawsze żywy” – M.W. Wojtek.

„Bez Ciebie to już nie ta sama misja” – Szczepaniak.

„Żegnaj Maciek, byłeś dobrym kolegą” – Taners.

„Służba z Tobą była prawdziwym zaszczytem  i honorem, wspaniały żołnierzu przyjacielu i człowieku…” – Slash i Mahoney.

„Chciałem Ci pomóc. Byłem za późno” – Sosna-Chomik.

Wśród tej garści wspomnień znalazł się też cytat:

„Być zwyciężonym i nie ulec, to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach – to klęska.”

Pożegnanie "Maćka"/fot. Szczepan Głuszczak

Pożegnanie "Maćka".../fot. Szczepan Głuszczak

Szczęście do dziś rana

77 komentarzy | 02 czerwca 2011
Zaatakowani żołnierze wykonywali rutynowy patrol - powiedziano mi w Dowództwie Operacyjnym/fot. Adam Roik

Zaatakowani żołnierze wykonywali rutynowy patrol - powiedziano mi w Dowództwie Operacyjnym/fot. Adam Roik, Combat Camera DOSZ

- Spokojna ta wiosna – powiedział wczoraj jeden z moich kolegów dziennikarzy, mając na myśli Afganistan.

- No nie do końca – odrzekłem, opowiadając o „kontaktach”, o których słyszałem na przestrzeni ostatnich tygodni. O tym, że jest ich nawet kilka dziennie. Przemilczanych przez MON, co stwarza iluzję spokoju. Skończyliśmy zatem rozmowę stwierdzeniem, że „chłopaki mają szczęście, skoro do tej pory nikt nie zginął”.

Do dziś rana…

Nie znam jeszcze zbyt wielu szczegółów ataku, ale z informacji, jakie do mnie docierają, wiem, że było „grubo” – jak zwykle w okolicach Giro. I jak zawsze, gdy przeciwnik używa chińskich “erpegów”.

Do samego incydentu jeszcze wrócę. Rodzinie Jarosława Maćkowiaka składam najszczersze kondolencje, zaś rannym chłopakom życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

PS. W odpowiedzi na Wasze maile – kapral Maćkowiak zmarł w szpitalu. Ranni pozostają w Ghazni. Decyzja, co z nimi dalej, ma zostać podjęta jutro.

Jarosław Maćkowiak/fot. PKW Afganistan

Jarosław Maćkowiak/fot. PKW Afganistan